Wednesday 20 February 2013

5 powodów dla których polubiliśmy Dublin/ 5 reason why we liked Dublin


W miniony weekend wybraliśmy się (aż chciałoby się powiedzieć: w końcu!) do Dublina. Wiedzieliśmy, że nie jest to ostatnia wizyta w tym mieście, więc odpuściliśmy sobie zwiedzanie fabryki Guinnessa, destylarni whisky Jameson czy słynnej księgi z Kells znajdującej się w bibliotece Trinity College. Chcieliśmy poczuć klimat miasta, pochodzić trochę bez celu po centrum, posiedzieć w pubie przy pincie Guinnessa i poznać kilku bloggerów, z którymi mieliśmy do tej pory kontakt wirtualny. Rysia z Danielem z bloga DR w Podróży od kilku lat mieszkają na Zielonej Wyspie i pokazali nam kilka klimatycznych pubów (zdjęcia mam tylko z jednego, tak zagadani byliśmy rozmową), tak samo jak Ketty z French Foodie In Dublin. To Ketty i jej długiej liście zawdzięczamy świetne kulinarne miejscówki, których inaczej pewnie byśmy sami nie odkryli. 

Dziś mam czas na napisanie tylko krótkiego posta, więc zrobię małą wyliczankę, 5 powodów, dla których polubiliśmy Dublin

1) Atmosfera miasta. Trudno ją uchwycić w kilku zdaniach, więc powiem, że jest kolorowo, gwarnie, wesoło 


2) Fajne kawiarnie, z ciekawym wystrojem i bardzo smaczne jedzenie


3) Klimatyczne puby, puby z muzyką na żywo, pinty guinnessa czy bulmersa, rozmowy z nieznanymi ludźmi spotkanymi w pubie

4) Spacer brzegiem rzeki Liffey w słoneczny dzień


5) Drzwi. Każde wydają się inne.  I przez to, że są tak różnokolorowe, ożywiają miasto nawet w najbardziej ponury dzień. Nam na szczęście nie dane było doświadczyć niepogody, bo słońce świeciło przez cały weekend, jakby specjalnie dla nas. 


Mam nadzieję, że Dublin Wam się podobał, niedługo napiszę więcej. 



Last weekend we  finally made it to Dublin. I really needed a weekend gateway and it was exactly what I expected. As we knew we would go back, we decided to skip all the touristy things as visiting the Guinness factory, Jameson whiskey distillery or famous book of Kells in the library of Trinity College. We just wanted to feel the atmosphere of the city, get lost in the city and discover its charm. We prefer to sit in a pub with our pints than go to museums. As we didn’t have any friend in the city, we decided to meet with some bloggers that we know virtually. Rysia and Daniel from Polish blog DR w podróży showed us some great pubs- pity I only took a photo in the last one, we were busy talking the whole evening that I totally stopped being me (I normally take a lot of pics in bars, restaurants, etc.). Thanks to Ketty, aka French Foodie in Dublin, who gave us a long list of her favorite foodie places, we had probably the best meals in weeks in lovely places that we would have probably missed if it wasn’t for her.

Today I only have time to write a short post, so here it comes: 5 reasons why we liked Dublin

1) Cool atmosphere of the city. It is difficult to capture something as vague as ‘ ambience’ , saying that it was colorful, noisy, cheerful must be enough this time


2) Lots of great small cafes, with nice design and very tasty food


3) Pubs, pubs with live music, pints of Guinness and Bulmer’s, chatting with strangers


4) Walk along the banks of River Liffey on a sunny day


5) Doors. They all seem to be different. And they are so colorful that the city gets brighter even when it rains. Not that we know it, cause the weather was just perfect 


I hope you enjoyed Dublin, I promise to write more soon

Tuesday 12 February 2013

Cztery pory roku w Ennis/ Four seasons in Ennis


Są takie miejsca, które odwiedzamy, bo mieszkają tam nasi przyjaciele, a nie przez ich atrakcyjność. Myślałam, że tak też będzie w Ennis, do którego wybieraliśmy się, żeby wypić zaległego guinnessa z moim dawnym znajomym Kevinem. Jest to jedna z tych mega pozytywnych osób, które spotyka się na swojej drodze przypadkowo i z którymi utrzymuje się kontakt (niestety dość sporadyczny) przez lata, by potem los spłatał nam figla i byśmy zamieszkali w Irlandii.


Gdy wyjeżdżaliśmy z Galway padał grad, po 15 km zaczęło świecić słońce i minęliśmy 2 tęczę (tyle tęcz ile w Irlandii to chyba w całym moim życiu nie widziałam) potem niebo się zachmurzyło i zaczęło padać, gdy dotarliśmy do Ennis było szaro, ale nie padało, a gdy wyjeżdżaliśmy znowu zaskoczył nas grad. Przy takich warunkach pogodowych, mimo zaplanowanego przystanku na zwiedzanie poleconego w przewodniku zamku Knappogue Castle , pojechaliśmy bezpośrednio do Ennis, które okazało się dość uroczym miasteczkiem. Obejście centrum zajęło nam jakieś pół godziny. To, co wyróżnia wszystkie miasteczka irlandzkie to różnokolorowe budynki. Jakby na przekór deszczowej szarudze. No i oczywiście pełno jest barów, założę się, że to w Irlandii powstał termin „pogoda barowa”. 


Ennis pewnie nie jest miastem, które koniecznie trzeba odwiedzić, ale warto przyjechać tu pod koniec maja, kiedy to odbywa się to drugi co do wielkości festiwal muzyczny, Fleadh Nua. A z śmiesznych ciekawostek (jeśli sama nazwa nie wydaje wam się śmieszna, bo nie macie tych samych skojarzeń, co ja) to znalazłam informację że w 2005 Ennis wygrało konkurs na najczystsze miasto Irlandii (Irish Tidy Town).



There are places that we visit only because our friends or family live there and not because they are attractive from a touristic point of view. I thought that it would be the case of Ennis, as we went there just to have a pint of Guinness with my dear old friend Kevin. He is one of those people that you randomly met ages ago and still keep in touch with (thank you facebook for that). By a huge coincidence now we live only hour apart.


When we left Galway it hailed, 15 km after, it was sunny and we passed by 2 rainbows (I think I’ve never seen so many rainbow in my life as I have during 4 months in Ireland), than the sky  was covered with clouds for few hours and when we were coming back, it started to hail. You can never predict weather here, it really changes every time you look out the window! Now I get why Englishmen and Irishmen can talk about weather for quite a time!


We were supposed to make a quick stop to see a Knappogue Castle that our guide recommended, but we just decided to go straight to Ennis, as my camera is not really waterproof. Ennis turned out to be quite a charming town, even if there is not much to see and it takes you half an hour to walk through the city centre. Buildings are really colourful (many Irish towns have it in common, I believe it is a way to fight the grayness caused by the rain). And of course, it’s full of small cosy pubs. In Poland we have a saying: it’s a perfect pub weather (you can guess a meaning: perfect to sit in a pub drinking your beer), but I believe it was an Irishman, or at least somebody who travelled to Ireland, that invented that saying!


Ennis is probably not a city that you must visit when you travel around Ireland, but it may be worth coming here at the end of May, when the second largest Irish music festival, Fleadh Nua, takes place. There is also a fun fact to know about this town (if the name itself wasn’t funny enough. Or is it only me who find it funny):  in 2005, Ennis was chosen the tidiest  town of Ireland.

Sunday 10 February 2013

Zimowy spacer po plaży/ Winter beach walk


Dzisiejszy post pisany jest ze specjalną dedykacją dla Pauliny, która domagała się postów irlandzkich.
Ostatnio uskarżam się na brak weny, do tego doszła niespodziewana i nieplanowana podróż do domu, a na dokładkę absolutny zastój w podróżowaniu. To się niedługo zmieni, bo już na przyszły weekend zaplanowaliśmy wypad do Dublina (aż nam wstyd, że tak długo nam to zajęło). Ja podróży, choćby najkrótszych i najbliższych, potrzebuję jak powietrza i alergicznie reaguję, jeśli 2 weekendy pod rząd niczym się od siebie nie różnią (dla mnie spokój i rutyna, to 2 najgorsze określenia, których można użyć). Tak się jednak złożyło, że irlandzka pogoda (nie myślałam, że aż taki wpływ będzie miała na moje życie i że wpadnę w jakiś marazm i odrętwienie) nie sprzyjała planowaniu weekendowych eskapad. 


Powinnam wziąć przykład z Irlandczyków z krwi i kości, którym deszcze i zimno nie straszne i nie pozwalają oni, by pogoda determinowała ich życie. Tak więc mimo strug (umiarkowanych) deszczu  można zobaczyć dzieci i dorosłych jeżdżących na rowerze czy rolkach. Nie mogliśmy być gorsi i mimo niezbyt korzystnych warunków atmosferycznych wybraliśmy się na Salthill, by pospacerować brzegiem oceanu. I wiecie co? Jak się ma dobrą kurtkę przeciwdeszczową to pogoda wcale nie taka straszna jak ją malują!


Od przyszłego weekendu będziemy się więcej po Irlandii poruszać (dwie zaplanowane wizyty polskich znajomych na pewno nam w tym pomogą), więc w najbliższych tygodniach blog powinien zostać zdominowany przez posty o Zielonej Wyspie. Cieszycie się? 


Paulina and some other friends and family members were asking me why there are no new post about Ireland on the blog. So this short post with explanation is written with a special dedication for them. 
In the last weeks, to write a new post was the last thing I was feeling like doing: I totally lacked inspiration for new entries, I had to unexpectedly travel home for few days and I didn’t visit any new places. Fortunately we are working on changing the last point: we are planning a weekend gateway in Dublin next week (it really took us quite a time) and we have our friends visiting us so we won’t have any excuse not to go with them to explore some unknown Irish regions over the weekends. I really miss traveling, planning even the shortest travels gives me so much pleasure and something to look forward during the day to day routine. I can only blame the weather which can be a lame excuse for not leaving Galway. Before moving to Ireland I had no idea that weather could have such an impact on my life. 


I believe I should just follow the example of the real Irish people who don’t allow rain and cold affect their lives. You see the families going for walk, rain or no rain, small children riding a bicycle or skating, people running… Well, if they stayed home every time it rains, they wouldn’t do much, so it’s logic just to ignore the unfavorable weather conditions. We couldn’t be worse so we sucked it up and went for a walk along the ocean. And you know what? With a good rain jacket weather is not that scary! More Irish posts to follow…soon… :)

Wednesday 20 February 2013

5 powodów dla których polubiliśmy Dublin/ 5 reason why we liked Dublin


W miniony weekend wybraliśmy się (aż chciałoby się powiedzieć: w końcu!) do Dublina. Wiedzieliśmy, że nie jest to ostatnia wizyta w tym mieście, więc odpuściliśmy sobie zwiedzanie fabryki Guinnessa, destylarni whisky Jameson czy słynnej księgi z Kells znajdującej się w bibliotece Trinity College. Chcieliśmy poczuć klimat miasta, pochodzić trochę bez celu po centrum, posiedzieć w pubie przy pincie Guinnessa i poznać kilku bloggerów, z którymi mieliśmy do tej pory kontakt wirtualny. Rysia z Danielem z bloga DR w Podróży od kilku lat mieszkają na Zielonej Wyspie i pokazali nam kilka klimatycznych pubów (zdjęcia mam tylko z jednego, tak zagadani byliśmy rozmową), tak samo jak Ketty z French Foodie In Dublin. To Ketty i jej długiej liście zawdzięczamy świetne kulinarne miejscówki, których inaczej pewnie byśmy sami nie odkryli. 

Dziś mam czas na napisanie tylko krótkiego posta, więc zrobię małą wyliczankę, 5 powodów, dla których polubiliśmy Dublin

1) Atmosfera miasta. Trudno ją uchwycić w kilku zdaniach, więc powiem, że jest kolorowo, gwarnie, wesoło 


2) Fajne kawiarnie, z ciekawym wystrojem i bardzo smaczne jedzenie


3) Klimatyczne puby, puby z muzyką na żywo, pinty guinnessa czy bulmersa, rozmowy z nieznanymi ludźmi spotkanymi w pubie

4) Spacer brzegiem rzeki Liffey w słoneczny dzień


5) Drzwi. Każde wydają się inne.  I przez to, że są tak różnokolorowe, ożywiają miasto nawet w najbardziej ponury dzień. Nam na szczęście nie dane było doświadczyć niepogody, bo słońce świeciło przez cały weekend, jakby specjalnie dla nas. 


Mam nadzieję, że Dublin Wam się podobał, niedługo napiszę więcej. 



Last weekend we  finally made it to Dublin. I really needed a weekend gateway and it was exactly what I expected. As we knew we would go back, we decided to skip all the touristy things as visiting the Guinness factory, Jameson whiskey distillery or famous book of Kells in the library of Trinity College. We just wanted to feel the atmosphere of the city, get lost in the city and discover its charm. We prefer to sit in a pub with our pints than go to museums. As we didn’t have any friend in the city, we decided to meet with some bloggers that we know virtually. Rysia and Daniel from Polish blog DR w podróży showed us some great pubs- pity I only took a photo in the last one, we were busy talking the whole evening that I totally stopped being me (I normally take a lot of pics in bars, restaurants, etc.). Thanks to Ketty, aka French Foodie in Dublin, who gave us a long list of her favorite foodie places, we had probably the best meals in weeks in lovely places that we would have probably missed if it wasn’t for her.

Today I only have time to write a short post, so here it comes: 5 reasons why we liked Dublin

1) Cool atmosphere of the city. It is difficult to capture something as vague as ‘ ambience’ , saying that it was colorful, noisy, cheerful must be enough this time


2) Lots of great small cafes, with nice design and very tasty food


3) Pubs, pubs with live music, pints of Guinness and Bulmer’s, chatting with strangers


4) Walk along the banks of River Liffey on a sunny day


5) Doors. They all seem to be different. And they are so colorful that the city gets brighter even when it rains. Not that we know it, cause the weather was just perfect 


I hope you enjoyed Dublin, I promise to write more soon

Tuesday 12 February 2013

Cztery pory roku w Ennis/ Four seasons in Ennis


Są takie miejsca, które odwiedzamy, bo mieszkają tam nasi przyjaciele, a nie przez ich atrakcyjność. Myślałam, że tak też będzie w Ennis, do którego wybieraliśmy się, żeby wypić zaległego guinnessa z moim dawnym znajomym Kevinem. Jest to jedna z tych mega pozytywnych osób, które spotyka się na swojej drodze przypadkowo i z którymi utrzymuje się kontakt (niestety dość sporadyczny) przez lata, by potem los spłatał nam figla i byśmy zamieszkali w Irlandii.


Gdy wyjeżdżaliśmy z Galway padał grad, po 15 km zaczęło świecić słońce i minęliśmy 2 tęczę (tyle tęcz ile w Irlandii to chyba w całym moim życiu nie widziałam) potem niebo się zachmurzyło i zaczęło padać, gdy dotarliśmy do Ennis było szaro, ale nie padało, a gdy wyjeżdżaliśmy znowu zaskoczył nas grad. Przy takich warunkach pogodowych, mimo zaplanowanego przystanku na zwiedzanie poleconego w przewodniku zamku Knappogue Castle , pojechaliśmy bezpośrednio do Ennis, które okazało się dość uroczym miasteczkiem. Obejście centrum zajęło nam jakieś pół godziny. To, co wyróżnia wszystkie miasteczka irlandzkie to różnokolorowe budynki. Jakby na przekór deszczowej szarudze. No i oczywiście pełno jest barów, założę się, że to w Irlandii powstał termin „pogoda barowa”. 


Ennis pewnie nie jest miastem, które koniecznie trzeba odwiedzić, ale warto przyjechać tu pod koniec maja, kiedy to odbywa się to drugi co do wielkości festiwal muzyczny, Fleadh Nua. A z śmiesznych ciekawostek (jeśli sama nazwa nie wydaje wam się śmieszna, bo nie macie tych samych skojarzeń, co ja) to znalazłam informację że w 2005 Ennis wygrało konkurs na najczystsze miasto Irlandii (Irish Tidy Town).



There are places that we visit only because our friends or family live there and not because they are attractive from a touristic point of view. I thought that it would be the case of Ennis, as we went there just to have a pint of Guinness with my dear old friend Kevin. He is one of those people that you randomly met ages ago and still keep in touch with (thank you facebook for that). By a huge coincidence now we live only hour apart.


When we left Galway it hailed, 15 km after, it was sunny and we passed by 2 rainbows (I think I’ve never seen so many rainbow in my life as I have during 4 months in Ireland), than the sky  was covered with clouds for few hours and when we were coming back, it started to hail. You can never predict weather here, it really changes every time you look out the window! Now I get why Englishmen and Irishmen can talk about weather for quite a time!


We were supposed to make a quick stop to see a Knappogue Castle that our guide recommended, but we just decided to go straight to Ennis, as my camera is not really waterproof. Ennis turned out to be quite a charming town, even if there is not much to see and it takes you half an hour to walk through the city centre. Buildings are really colourful (many Irish towns have it in common, I believe it is a way to fight the grayness caused by the rain). And of course, it’s full of small cosy pubs. In Poland we have a saying: it’s a perfect pub weather (you can guess a meaning: perfect to sit in a pub drinking your beer), but I believe it was an Irishman, or at least somebody who travelled to Ireland, that invented that saying!


Ennis is probably not a city that you must visit when you travel around Ireland, but it may be worth coming here at the end of May, when the second largest Irish music festival, Fleadh Nua, takes place. There is also a fun fact to know about this town (if the name itself wasn’t funny enough. Or is it only me who find it funny):  in 2005, Ennis was chosen the tidiest  town of Ireland.

Sunday 10 February 2013

Zimowy spacer po plaży/ Winter beach walk


Dzisiejszy post pisany jest ze specjalną dedykacją dla Pauliny, która domagała się postów irlandzkich.
Ostatnio uskarżam się na brak weny, do tego doszła niespodziewana i nieplanowana podróż do domu, a na dokładkę absolutny zastój w podróżowaniu. To się niedługo zmieni, bo już na przyszły weekend zaplanowaliśmy wypad do Dublina (aż nam wstyd, że tak długo nam to zajęło). Ja podróży, choćby najkrótszych i najbliższych, potrzebuję jak powietrza i alergicznie reaguję, jeśli 2 weekendy pod rząd niczym się od siebie nie różnią (dla mnie spokój i rutyna, to 2 najgorsze określenia, których można użyć). Tak się jednak złożyło, że irlandzka pogoda (nie myślałam, że aż taki wpływ będzie miała na moje życie i że wpadnę w jakiś marazm i odrętwienie) nie sprzyjała planowaniu weekendowych eskapad. 


Powinnam wziąć przykład z Irlandczyków z krwi i kości, którym deszcze i zimno nie straszne i nie pozwalają oni, by pogoda determinowała ich życie. Tak więc mimo strug (umiarkowanych) deszczu  można zobaczyć dzieci i dorosłych jeżdżących na rowerze czy rolkach. Nie mogliśmy być gorsi i mimo niezbyt korzystnych warunków atmosferycznych wybraliśmy się na Salthill, by pospacerować brzegiem oceanu. I wiecie co? Jak się ma dobrą kurtkę przeciwdeszczową to pogoda wcale nie taka straszna jak ją malują!


Od przyszłego weekendu będziemy się więcej po Irlandii poruszać (dwie zaplanowane wizyty polskich znajomych na pewno nam w tym pomogą), więc w najbliższych tygodniach blog powinien zostać zdominowany przez posty o Zielonej Wyspie. Cieszycie się? 


Paulina and some other friends and family members were asking me why there are no new post about Ireland on the blog. So this short post with explanation is written with a special dedication for them. 
In the last weeks, to write a new post was the last thing I was feeling like doing: I totally lacked inspiration for new entries, I had to unexpectedly travel home for few days and I didn’t visit any new places. Fortunately we are working on changing the last point: we are planning a weekend gateway in Dublin next week (it really took us quite a time) and we have our friends visiting us so we won’t have any excuse not to go with them to explore some unknown Irish regions over the weekends. I really miss traveling, planning even the shortest travels gives me so much pleasure and something to look forward during the day to day routine. I can only blame the weather which can be a lame excuse for not leaving Galway. Before moving to Ireland I had no idea that weather could have such an impact on my life. 


I believe I should just follow the example of the real Irish people who don’t allow rain and cold affect their lives. You see the families going for walk, rain or no rain, small children riding a bicycle or skating, people running… Well, if they stayed home every time it rains, they wouldn’t do much, so it’s logic just to ignore the unfavorable weather conditions. We couldn’t be worse so we sucked it up and went for a walk along the ocean. And you know what? With a good rain jacket weather is not that scary! More Irish posts to follow…soon… :)