Saturday 4 February 2012

Czas na calçotadę/ It’s calçotada time

Najpierw mały słowniczek:
Calçot- to rodzaj młodej cebulki. Albo szczypioru. Nie wiem do końca.
A calçotada, jak się można domyślić, to fiesta, na której je się calçot.


Pomysł, żeby się wybrać na calçotadę i spróbować tego katalońskiego przysmaku zrodził się już w zeszłym roku. Ale z planami czasami tak bywa, że długo dojrzewają, zanim zostaną zrealizowane. Termin został tym razem wybrany nieprzypadkowo, 31 stycznia miała miejsce inagurująca sezon fiesta de la calçotada w miasteczku Valls, w prowincji Tarragona. Jak się można domyślić, fiesta ta cieszy się dużym powodzeniem i mimo zimna, do Valls na tę gastronomiczną fiestę ściągnęły tłumy, by wspólnie ze znajomymi zjeść pyszne calçots.

Razem z nami wybrała się Sophie, która od czasu zapisania się na kurs katalońskiego, ma większego hopla na punkcie odkrywania nowych katalońskich tradycyji czy fiest niż ja.


Na początek, orzed degustacją, wybraliśmy się zobaczyć pochód wszystkich uczestników fiesty. Byli tradycyjni giganci i cabezudos, były przeurocze dziewczynki z kastanietami w rękach i dzwonkami przy bucikach, inne z kijami wykonywały tradycyjny taniec, byli rolnicy na wozach zaprzężoych w konie. No i nie mogło zabraknąć gwoździa programu, czyli gigantycznego calçota.


Kolejnym punktem programu był konkurs, kto zje najwięcej calçotów podczas 45 minut (my po 12 sztukach byliśmy najedzeni, a uczestnicy konkursu jedzą po 2-3 kilo), ale plac był tak zapchany, że zdecydowaliśmy się od razu udać na degustację. Po drodzę zatrzymaliśmy się na degustację sosu do calçots (Sophie tak smakował, że kupiła jeden pojemniczek a do tego naręcze calçots- miała grillować w ten weekend). Tradycyjnie sos jest robiony z utartych orzeszków laskowych, migdałów, pomidorów, chleba, czosnku, vinegreta, przypraw i oliwy.


Dopchać się do sosu nie było łatwo, starsze katalońskie babcie zajęły strategiczne miejsca i chyba nie znały pojęcia degustacja, aż Sophie dość znaczącą rzuciła w powietrze komentarz: “te myślą, że całe jedzenie jest dla nich”.


Po półgodzinnym staniu w kolejce po naszą przydziałową reklamówkę (kupowało się wcześniej bilety po 8 euro, a w reklamówce było 12 calçots, sos, chleb, buteleczka wina, pomarańcza i prażone orzechy. I śliniak.) w końcu mogliśmy przystąpić do uczty.


Cebulki grilluje się, potem należy obedrzeć spaloną zewnętrzną część, zanurzyć calçot w specjalnym sosie i zjeść. A jedzenie też jest wyzwaniem: jemy trzymając sobie calçota nad głową, uważając jednocześnie, żeby się nie poplamić sosem, ani nie dotknąć niczego naszymi umorusanymi czarnymi paluchami. Bardziej doświadczeni byli przygotowani- w jednorazowym rękawiczkach. Ale przez to tracą trochę atmosfery i śmiechu.


Ach, ten słodkawy smak cebulki, ten sos, na samo wspomnienie znowu mam ochotę na calçots.
Sezon na calçots trwa od stycznia do wiosny, więc jeszcze jest czas!



For those who have never heard of calçots, the post starts with a small dictionary
Calçot is a variety of green onion.
A calçotada, as you might already guess, the fiesta where calçots are consumed in huge amounts.


We already planned last year to go for a typical calçotada and try this Catalan specialty. But sometimes it takes a long time to turn a plan into a reality. This winter we finally made it and the date wasn’t random, as on 31st of January there was a fiesta de la calçotada in Valls, in the province of Tarragona that inaugurated the season of calçots. And as all those types of events in Spain, despite a rather cold weather, crowds attended this culinary event to enjoys delicious calçots in a company of friends and family. We went with our friend Sophie, who after starting a Catalan course, is even more obsessed with going to that type of events than me.


At the beginning, before eating we went to see a parade of all the participants in the calçotada. The typical Catalan elements, giants and cabezudos, were presents, and small cute girls with castanets and small bells tied to their shoes, other with sticks performing a traditional dance, and farmers on a horse drawn carriage. And of course, a giant calçot, that everybody tried to take photos with, as it was a hero of the party.


Next on the agenda was a contest who eats more calçots in 45 minutes (we were full after eating only 12, and some of the contestants are 2-3 kilos), but the square where it took place was so full that we decided to go directly to taste some sauce. The special sauce for calçots is traditionally made of hazelnuts, almonds, tomatoes, bread, garlic, spices and olive oil. It was so delicious, that Sophie bought one and a huge bundle of calçots that she was planning to grill this weekend.


Getting to the sauce wasn’t easy, as the best spots were occupied by some old Catalan ladies who misunderstood concept of tasting and behaved as if all the food was theirs. Sophie was “forced” to made a comment quite laudly “that the tasting food is for all the people to taste” and we finally could have some bread dipped in a sause.


Of course everyone went at the same time to pick up a fiesta bag (you previously had to buy a ticket, 8euros, and you would get 12 calçots, sauce, bread, bottle of wine, orange and nuts. And a bib.) Aftermore than half an hour, we finally picked our bag and were ready to devour our calçots.


Calçots are previously slowly grilled, then you have to peel off the charred layers, dip an eadible part in a special sauce and eat. Well, I must admit eating calçots isn’t easy at the beginning, you have to peel it and keep it above your head and be caredul not to get dirty with the sauce or your black fingers (more experienced were well prepared and had some plastic gloves but I guess thet lost a bit of fun and atmosphere being so clean).


When I thing of this sweet taste of catalan “onions” and delicious sauce, I just want to go to another calçotada.
And as season for calçots starts in January and only finishes in spring,there is still plenty of time!


5 comments:

chica said...

patrze sobie przez okno, gdzie mróz się panoszy, a cebulę zamiast dla zabawy mogę zjeść profilaktycznie. straszliwie Ci zazdroszczę... :)

mirka said...

ja tez ci zazdroszczę tych częstych kulinarnych uczt

Unknown said...

#Mirka, często sami sobie te kulinarne uczty wynajdujemy.

#Chica, dziś, choć w Barcelonie nie ma mrozu, jest tak zimno, że spędziliśmy cały dzień bez wychodzenia z domu, co się nie zdarzyło od dłuższego czasu...W oczekiwaniu na wiosnę...

New Life in Spain said...

Thanks for the tip of your post about calcots :) This looks like SO much fun!! I went to one yesterday myself and I had a blast!!

Unknown said...

It was really fun. if u can, go next year :) but as I wrote on your post, the calcotada you attended seemed almost as fun as the first one inagurating the season :)

Post a Comment

Saturday 4 February 2012

Czas na calçotadę/ It’s calçotada time

Najpierw mały słowniczek:
Calçot- to rodzaj młodej cebulki. Albo szczypioru. Nie wiem do końca.
A calçotada, jak się można domyślić, to fiesta, na której je się calçot.


Pomysł, żeby się wybrać na calçotadę i spróbować tego katalońskiego przysmaku zrodził się już w zeszłym roku. Ale z planami czasami tak bywa, że długo dojrzewają, zanim zostaną zrealizowane. Termin został tym razem wybrany nieprzypadkowo, 31 stycznia miała miejsce inagurująca sezon fiesta de la calçotada w miasteczku Valls, w prowincji Tarragona. Jak się można domyślić, fiesta ta cieszy się dużym powodzeniem i mimo zimna, do Valls na tę gastronomiczną fiestę ściągnęły tłumy, by wspólnie ze znajomymi zjeść pyszne calçots.

Razem z nami wybrała się Sophie, która od czasu zapisania się na kurs katalońskiego, ma większego hopla na punkcie odkrywania nowych katalońskich tradycyji czy fiest niż ja.


Na początek, orzed degustacją, wybraliśmy się zobaczyć pochód wszystkich uczestników fiesty. Byli tradycyjni giganci i cabezudos, były przeurocze dziewczynki z kastanietami w rękach i dzwonkami przy bucikach, inne z kijami wykonywały tradycyjny taniec, byli rolnicy na wozach zaprzężoych w konie. No i nie mogło zabraknąć gwoździa programu, czyli gigantycznego calçota.


Kolejnym punktem programu był konkurs, kto zje najwięcej calçotów podczas 45 minut (my po 12 sztukach byliśmy najedzeni, a uczestnicy konkursu jedzą po 2-3 kilo), ale plac był tak zapchany, że zdecydowaliśmy się od razu udać na degustację. Po drodzę zatrzymaliśmy się na degustację sosu do calçots (Sophie tak smakował, że kupiła jeden pojemniczek a do tego naręcze calçots- miała grillować w ten weekend). Tradycyjnie sos jest robiony z utartych orzeszków laskowych, migdałów, pomidorów, chleba, czosnku, vinegreta, przypraw i oliwy.


Dopchać się do sosu nie było łatwo, starsze katalońskie babcie zajęły strategiczne miejsca i chyba nie znały pojęcia degustacja, aż Sophie dość znaczącą rzuciła w powietrze komentarz: “te myślą, że całe jedzenie jest dla nich”.


Po półgodzinnym staniu w kolejce po naszą przydziałową reklamówkę (kupowało się wcześniej bilety po 8 euro, a w reklamówce było 12 calçots, sos, chleb, buteleczka wina, pomarańcza i prażone orzechy. I śliniak.) w końcu mogliśmy przystąpić do uczty.


Cebulki grilluje się, potem należy obedrzeć spaloną zewnętrzną część, zanurzyć calçot w specjalnym sosie i zjeść. A jedzenie też jest wyzwaniem: jemy trzymając sobie calçota nad głową, uważając jednocześnie, żeby się nie poplamić sosem, ani nie dotknąć niczego naszymi umorusanymi czarnymi paluchami. Bardziej doświadczeni byli przygotowani- w jednorazowym rękawiczkach. Ale przez to tracą trochę atmosfery i śmiechu.


Ach, ten słodkawy smak cebulki, ten sos, na samo wspomnienie znowu mam ochotę na calçots.
Sezon na calçots trwa od stycznia do wiosny, więc jeszcze jest czas!



For those who have never heard of calçots, the post starts with a small dictionary
Calçot is a variety of green onion.
A calçotada, as you might already guess, the fiesta where calçots are consumed in huge amounts.


We already planned last year to go for a typical calçotada and try this Catalan specialty. But sometimes it takes a long time to turn a plan into a reality. This winter we finally made it and the date wasn’t random, as on 31st of January there was a fiesta de la calçotada in Valls, in the province of Tarragona that inaugurated the season of calçots. And as all those types of events in Spain, despite a rather cold weather, crowds attended this culinary event to enjoys delicious calçots in a company of friends and family. We went with our friend Sophie, who after starting a Catalan course, is even more obsessed with going to that type of events than me.


At the beginning, before eating we went to see a parade of all the participants in the calçotada. The typical Catalan elements, giants and cabezudos, were presents, and small cute girls with castanets and small bells tied to their shoes, other with sticks performing a traditional dance, and farmers on a horse drawn carriage. And of course, a giant calçot, that everybody tried to take photos with, as it was a hero of the party.


Next on the agenda was a contest who eats more calçots in 45 minutes (we were full after eating only 12, and some of the contestants are 2-3 kilos), but the square where it took place was so full that we decided to go directly to taste some sauce. The special sauce for calçots is traditionally made of hazelnuts, almonds, tomatoes, bread, garlic, spices and olive oil. It was so delicious, that Sophie bought one and a huge bundle of calçots that she was planning to grill this weekend.


Getting to the sauce wasn’t easy, as the best spots were occupied by some old Catalan ladies who misunderstood concept of tasting and behaved as if all the food was theirs. Sophie was “forced” to made a comment quite laudly “that the tasting food is for all the people to taste” and we finally could have some bread dipped in a sause.


Of course everyone went at the same time to pick up a fiesta bag (you previously had to buy a ticket, 8euros, and you would get 12 calçots, sauce, bread, bottle of wine, orange and nuts. And a bib.) Aftermore than half an hour, we finally picked our bag and were ready to devour our calçots.


Calçots are previously slowly grilled, then you have to peel off the charred layers, dip an eadible part in a special sauce and eat. Well, I must admit eating calçots isn’t easy at the beginning, you have to peel it and keep it above your head and be caredul not to get dirty with the sauce or your black fingers (more experienced were well prepared and had some plastic gloves but I guess thet lost a bit of fun and atmosphere being so clean).


When I thing of this sweet taste of catalan “onions” and delicious sauce, I just want to go to another calçotada.
And as season for calçots starts in January and only finishes in spring,there is still plenty of time!


5 comments:

chica said...

patrze sobie przez okno, gdzie mróz się panoszy, a cebulę zamiast dla zabawy mogę zjeść profilaktycznie. straszliwie Ci zazdroszczę... :)

mirka said...

ja tez ci zazdroszczę tych częstych kulinarnych uczt

Unknown said...

#Mirka, często sami sobie te kulinarne uczty wynajdujemy.

#Chica, dziś, choć w Barcelonie nie ma mrozu, jest tak zimno, że spędziliśmy cały dzień bez wychodzenia z domu, co się nie zdarzyło od dłuższego czasu...W oczekiwaniu na wiosnę...

New Life in Spain said...

Thanks for the tip of your post about calcots :) This looks like SO much fun!! I went to one yesterday myself and I had a blast!!

Unknown said...

It was really fun. if u can, go next year :) but as I wrote on your post, the calcotada you attended seemed almost as fun as the first one inagurating the season :)

Post a Comment