Thursday 29 September 2011

Parada gigantów i wielkogłowych/ Parade of giagants and big-heads

Giganty. Parada. Wielkie głowy z papieru mache (może wykonane w tym sklepie). Bębny. Połączenie wszystich tych elementów. O tym będzie dzisiejszy post, dokumentujący jedną z niezliczonych atrakcji obchodów La Merce. Tym razem tradycyjna odsłona święta Barcelony, parady gigantes y cabezudos (po katalońsku gegants i capgrossos) to stały element obchodów świąt ludowych w Hiszpanii.


W sobotę z rana miałam plan wybrać się na bal gigantów, ale niestety z powodu deszczu (chyba Eulalia płakała, w końcu deszcz to norma podczas Merce) musiałam plany przełożyć. Na szczęście wieczorem przestało padać, więc poszłam na paradę gigantów. Trochę się spóźniłam, niektóre olbrzymy już mnie ominęły, ale na Merce pokazują się chyba wszystkie barcelońskie giganty, więc parada trwa długo. Przejściu pary gigantów towarzyszyły dźwięki bębnów. Bębniarze i bębniarki dźwigają ciężkie instrumenty, pot im się leje z czoła, ale dzielnie bębnia. Dźwięki kilkunastu bębnów, połączone z fletami czy innymi fujarkami tworzą niesamowity klimat. Nie tylko giganty potakują w rytm głośnej muzyki, ale i my widzowie uczestniczymy w tym pochodzie podrygując sobie, bo od pulsującej w uszach muzyki nie da się uciec, trzeba dać się jej ponieść.


Giganty (które osiągają wysokość 3-4 metrów) poruszają się dostojnie, niesione przez „geganters” (w wolnym przekładzie nosicieli gigantów). Można zobaczyć sportowe obuwie, ktore nijak ma się do dostojnego stroju gigantów, oraz otwór umożliwiający oddychanie. Geganter nie ma łatwego zadania, szczególnie gdy gigant ma zatańczyć. Czasami chwieje się na boki, zwalnia tempo, ale ludzie okrzykami motywują. Czasami gigant przystanie, spod spódnicy wyłoni sie gegenters, by za chwilę jego zmiennik zniknął pod szatami, biorąc na swoje barki odpowiedzialność.


Figury gigantów nawiazują do tradycji i przedstawiają miejskie archetypy, jak wieśniak, bogaty mieszczanin, albo ważne postacie historyczne.
Cabezudos (cabeza to głowa) to mniejsze figury, wielkości czlowieka, który na ramionach ma założoną wielką głowę z papieru mache.
Po raz kolejny zachęcam, żeby zaplanować swój przyjazd do Hiszpanii w czasie, kiedy organizowana jest jakaś lokalna fiesta. A organizowane są one we wszystkich porach roku, we wszystkich regionach, tak więc nie ma wymówek. Dla mnie bowiem oprócz zwiedzania zabytków, ważne jest poznanie lokalnych kolorytów.


Giants. Parade. Big heads made of paper mache (perhaps fabricated in this shop). Drums. The combination of all those elements is in fact what you find in this post. I documented it on Saturday, during one of the countless events during La Merce celebrations (this one was strictly a traditional one). Parades of gigantes y cabezudos (in Catalan gegents i capgrossos) is an important part od traditional festivals in Spain.

I was supposed to go and see a bal of gigantes on Saturday morning but unfortunatelly it stardet to rain, so I had to cancel it. It seems that Eulalia cried to confirm the rain tradition durinf La Merce. As the weather get better in the evening, I went tp the parade, as after the post about El Ingenio I was looking for an opportunity to write about giants. I arrived a bit late, cause surprisingly the parade started earlier than planned, so few giants had alreaddy dissapeared, but on the ocassion of Merce celebrations all the giants of Barcelona are presented to the people so the parade took a long time. Couples of giants passed gracefully, bowing or spinning ocasionally, their pass was accompanied by the vibrating sound of drums. Male and female drummers were carrying their heavy instruments, sweat pouring from their foreheads, but wouldn’t stop playing. A magnetizing sound of dozens of drums and flutes creates an amazing atmosphere. Not only the giants dance to the rhythm of loud music, but also those who came only to watch. As you can’t escape this pulsating music, you just have to get with the flow :)


Giants (that can reach a height of 3-4 meters) move slowly but with dignity, carried by "geganters" (giants’ carrier). If you look carefully, you can spot modern sneakers that don’t really match the dress, and a hole that allows to breathe. To be a geganter is not an easy task, especially when the giant has to dance. Sometimes a giant looses the balance or slows down. Sometimes has to stop, and you can see a tired and sweaty geganter appearing from under giant’s dress, and letting his substitute take the weight on his shoulder.


Figures of the giants represents urban archetypes, like a peasant, a wealthy bourgeois, or important historical figures.

Cabezudos (cabeza means a head) is a smaller figure, the size of a man, which carries on his/her shoulder a giant carton-pierre head.
Once again, I encourage you to plan your visit in Spain when there is some local fiesta. As they are organized throughout the year, in all the regions, it is easy to take it into consideration when choosing a date. Personally I believe that visiting a touristic places is not enough when you can’t get to know some local aspects.


Monday 26 September 2011

Jezioro Łabędzi na Mercè/ Swan Lake at Mercè

Merce tradycyjna, Merce tańcząca, spiewajaca, Merce ognista i cyrkowa. To kilka odsłon największej fiesty Barcelony.
Tak jak wspominałam w piątek wybrałam się do Ciudatella, jednego z ważniejszych punktów na mapie obchodów Merce, aby dać się oczarować rosyjskim tancerzom. Jezioro Łabędzi w ich wykonaniu bardziej przypominało spektakl niż tradycyjny balet, wykorzystali bowiem nie tylko architektoniczne elementy parku- jak fontannę czy staw, ale też dodali niesamowite aranżacje świetlne. Do tego muzyka Czajkowskiego i chyba setka tancerzy w zaskakującej lokalizacji na świeżym powietrzu wzruszyło emocjonalnie tysiące widzów.


Niestety z powodu tłumów nie można było docenić w pełni spektaklu, który wyczarowali. Nawet jeśli przybyło się z dużym wyprzedzeniem (co nie było moim przypadkiem) i zajęciu miejsca z dobra widocznością na główna fontannę parku, nie miało się gwarancji, że ktoś nam nagle nie zasłoni widoku, albo że podczas zmiany lokalizacji nie znajdziemy się na szarym końcu. Spektakl podzielony był na kilka części, które przedstawiane były w różnych punktach parku, gdy jedna część się kończyła, pojawiała się świecąca strzałka, która wskazywała drogę. Ciekawe rozwiązanie, ale niestety niezbyt praktyczne, gdy balet przyszło oglądać tysiące barcelończyków i którzy w tym samym momencie podążają za strzałką. Część ludzi, żeby mieć lepszy widok wdrapała się na drzewa albo na lawki. Na szczęście jest dostępne video, które choć trochę pokazuje, jak niesamowite byłoby to przedstawienie, gdyby ogladała je tylko garstka wybrańców.


Na rozgrzewkę przed baletem przygotowany był oryginalny występ grupy Handmade. Jak sama nazwa wskazuje artyści używali wyłącznie rąk (sami ubrani na czarno na tle ciemnego tła, w rękawiczkach które się świeciły) i tworzyli niesamowite aranżacje do dźwięków muzyki. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby pokaz trwał dłużej niż 15 minut, bo niektóre kształty wyczarowane za pomocą kilkunastu rąk były zaskakujące.

Zachęcam do obejrzenia video.




Traditional Merce, dancing Merce, singing Merce, Merce of fire and circus. Those are few aspects of the biggest fiesta of Barcelona.
As I mentioned before I chose to start this year Merce in Ciudatella Park, which happens to be one of the most important spots on the festival map. I went on Friday to get mesmerized by Russian dancers performing Swan Lake. It was more a spectacle than a regular ballet, as they make the best of the park’s architectonical details, as fountain or pond, and added amazing projections and screenings at the fountain. You add to that great outdoor location the music of Tchaikovsky and a hundred of dancers, amazing choreography, you get only one result: to move thousands of viewers.


Unfortunately, because so many people had the same idea of going to see what even in written seemed a really good cultural event, you couldn´t really appreciate the show because if the crowd. Even if you arrived well in advance (which was not my case) and reserve a place with good view on the main fountain in the park, you had no guarantee that somebody tall wouldn’t stand in front of you
or that you would be that lucky when changing a spot. The show was divided into several parts that were presented at different places, when one part was finished, a glowing arrow would appear that people were to follow to the next spot. It was interesting solution, yet totally unpractical whenthousand of Barcelonians attended the show. Some people, to have a better view, climbed up trees or benches, still a good visibility was for some lucky ones. Fortunately, there is video available that shows how amazing the show could be if only dozen of special guest assisted.


A a “warm up” before the ballet, there was a original performance by a group called Handmade. As its name suggest, the artist used only their hands to create amazing shapes to the sound of music. They were dressed in black against a dark background wearing fluorescent gloves that were the only element visible for the audience. I wouldn´t mind it lasted more than 15 minutes as it was fun and surprising to see some of their hands´creations.

I invite you to watch the videos.

Friday 23 September 2011

La Mercè


W kalendarzu, po fiestach de Gracia, kolejną ważną datą jest 24 wrzesień, kiedy to przypada fiesta de la Marcè, czyli patronki Barcelonyi całe miasto huczne obchodzi święto ku czci Matki Bożej Miłosierdzia. To idealny moment na przyjazd do Barcelony, szczególnie jeśli kogoś interesuje poznanie kultury katalońskiej, bowiem w ciągu kilku dni można zobaczyć castellers, parady gigantów, correfoc, sardanas… Oprócz tych tradycyjnych elementów, jest oczywiście bogaty program koncertów i imprez ulicznych.

Oczywiście nie mogłam przegapić okazji, ale musiałam dokonać ostrej selekcji, ponieważ nie mogłam się rozdwoić: w piątek wybrałam się do parku Ciudatella na pokaz Jeziora Łabędzi baletu z Sankt Petersburga, w sobotę na paradę gigantów i koncert w starej fabryce piwa, a w niedzielę na zakończenie na pokaz pirotechniczny na pl. Espanya. (szczegóły w kolejnych postach)

Według legendy podczas obchodów Mercè przynajmniej raz pada deszcz, a to ponieważ do XIX bodajże wieku (znalazłam różne daty, więc nie mam pewności) patronką Barcelony była Santa Eulalia i smuci się, że odebrali jej tytuł patronki.
W tym roku tradycji stało się zadość i w sobotni ranek siąpiło, by wieczorem rozpadać się z większą intensywnością.
Do tego pechowo Nuno spędzał tegoroczne obchody Marcè w domu, z nogą w gipsie.


After fiestas de Gracia, Barcelona prepares itself for the next big event, this time celebrated in the whole city: the 24th of September is the day of La Merce, Patron Saint of Barcelona, in other words few days long festival held in honor of Our Lady of Mercy.

It's the perfect time to come to Barcelona, especially if you are interested in Catalan culture, because in just few days you can see castellers, parades of giants, correfoc, sardanas ... In addition to these traditional elements of every festival celebrated in the region, you can choose from a wide program of concerts and hundreds of activities or street performances. There is something for everybody.

Of course I could not miss this festival, but as you can be only in one place at a time, I had to select only some activities. On Friday I went to park Ciudatella to see a Swan Lake ballet performed by dancers from St. Petersburg, on Saturday my choice was a Giants parade and concert in the old beer factory, and on Sunday to end the festival I enjoyed pyrotechnic show on pl. Espanya. (more details in next posts).

Legend has it that during La Mercè celebrations it rains at least once. It is because until the nineteenth century (I am not sure about the exact date, as I found different ones depending on the site) Santa Eulalia was the patron saint of Barcelona and once the title was given to Marce she got upset and every year cries.

This year, the tradition happened to be the reality, as it rained a bit on Saturday morning and in the evening it was really pouring.
Unfortunately Nuno has to spend this Merce at home, with his leg in plaster cast.

Thursday 15 September 2011

Cabezudas i raj dla iluzjonistów/ Cabezudas and paradise for illusionists

Lubię spacerować. Lubię gubić się w labiryncie uliczek. Lubię to uczucie niepewności, co czeka mnie za rogiem, uczucie zaskoczenia na widok czegoś niepowtarzalnego (może to być jakiś szczegół architektury, dziwne ubranie, plakat, slogan, balkon, etc). Czuję się jak łowca, uzbrojona w aparat w poszukiwaniu nieturystycznych smaczków miasta. Ten post będzie o sklepach i witrynach,a po prawie rocznym pobycie w Barcelonie uzbierała mi się całkiem spora kolekcja niecodziennych witryn i nietypowych sklepów.

Sklepy z dusza, sklepy z klimatem, sprzedające osobliwe przedmioty, takich pełno jest w Barcelonie, szczególne ich natężenie jest jednak w Barrio Gotico, Raval, Born i Gràcia. Czasami są ukryte w niepozornej uliczce, tym większa jest moja radość, jak je przypadkiem odkryję.
Dzisiaj zapraszam, przynajmniej wirtualnie, do El Ingenio, na Carrer de Rauric 6, do świata magików, iluzjonistów i cabezudas.


Sklep ma już swoje lata, bowiem otworzyłswoje podwoje w 1838 i nieprzerwanie od ponad 170 lat produkuje wykonane z kartonu figury gigantów, głowy (cabezones) nieodłączny element katalońskich parad. Do tego można tutaj kupić wszysto czego potrzebuje początkujący i bardziej zaawansowany magik. Zbliża się karnawał i potrzebujesz przebrania? Tutaj na pewno znajdziesz coś dla siebie.

Pamiętam jak pierwszy raz zdecydowaliśmy się skrecić z carrer de Boqueria w mało obiecującą uliczkę. I dokładnie w połowie natknęliśmy się na klauna strzeżącego drzwi El Ingenio. Po sesji zdjęciowej z drewnianym klaunem zaciekawieni zajrzęliśmy do środka. I zakręciło nam się w głowie.


I like to walk without a plan. I like to get lost in the maze of mall streets. I like this feeling of never knowing what awaits me around the next corner, to feel surprises when discovering something unique (it may be something as simple as architectonical detail, poster, tile, balcony, somebody strangely dressed, etc.). I feel like a hunter, armed with my camera searching for not-touristic secrets of the city.
Today I will share with you some of my trophies, as after 11 months I have gathered quite a collection of some peculiar and surprising shops.

Shops with soul, shops with unique atmosphere, selling odd items, there are a lot of them in Barcelona, particularly in Gothic Quarter, Raval, Born and Gracia. Sometimes they are hidden and you find them by taking a wrong turn or entering a small dark alley. Personally I think the uglier an alley is, the bigger joy to find some gem.
Today I invite you, at least virtually, to El Ingenio, on Carrer de Rauric 6, the paradise for magicians, illusionists and cabezudas.


The shop has quite a tradition, as it was opened in 1838 and over 170 years continuously is producing figures of giants, the head (cabezones) an integral part of every Catalan festival. Apart of this traditional element, you can find here everything a beginning magician may need. Or when carnival is approaching and you need a disguise? Here you'll find something for yourself.

I remember the first time we decided to turn left on Carrer de Boqueria and enter a dark and smelly street. And exactly in the middle we found a clown that invited you to enter El Ingenio. After a short photo session with a wooden/cartoon clown, we looked inside. And what we found made our heads spin.

Saturday 10 September 2011

Dom kości/ House of Bones

Lubię spacerować po Passeig de Gràcia, na ten spacer zabiorę was przy innej okazji. Dziś zatrzymamy się przy numerze 43. Nie ma wątpliwości, na pierwszy rzut oka rozpoznać można kreatywność Gaudiego. Już sama fasada budynku- falista, mieniąca się różnymi kolorami, balkony przypominające maski albo czaszki, sprawiają niesamowite wrażenie.


Wchodzimy do środka (wiem, cena potrafi być zaporowa, ale raz można zjeść kanapki zamiast kolacji/ lunchu w knajpie) i nic nie przypomina zwykłej kamienicy. Drewniane balustrady i żyrandole zainspirowane motywami roślinnymi, pofalowane sufity, w całym budynku nie ma chyba ani jednej linii prostej. A do tego gra światła, w zależności od pory dnia witraże filtrują światło różnej barwy i natężenia, sprawiają, że przenosimy się do magicznej krainy.


Wnętrze, jak i fasada, mieni się odcieniami zieleni, błękitu, żółci. A to dzięki mozaice z kawałków szkła i ceramiki. Klatka schodowa z kafelkami w różnych odcieniach niebieskiego, balustradą z grubego przezroczystego szkła oraz owalnymi oknami, wygląda jakby wyjęta z jakiejś bajki o podwodnym życiu.


Morska flora i fauna była zresztą jedną z inspiracji Gaudiego przy renowacji tego budynku, kolory fasady to naturalne kolory korala, żyrandol przypomina jakąś skamienielinę, dach rybie łuski. Dach ma podobno przypominać smoka, ale moja wyobraźnia zawiodła mnie i niestety nigdzie tego podobieństwa nie mogłam dostrzec. Przyznam się jednak, że mogłabym godzinami patrzeć na kominy. Zresztą są one tłem mojego bloga.


Barcelończycy nazywają czasami Casa dels ossos, czyli Dom Kości. Balkony mogą kształtem przypominać czaszki, można też dostrzec kolumny wyglądające jak kości.
Mam nadzieję, że podobała wam się wycieczka w bajkowej krainie śladami Gaudiego.


I like to have a walk on Passeig de Gràcia, but that on another occasion. Today,we stop in front of number 43. At first glance, you can recognize that this building is creation of Gaudi’s creativity and architectonical genius. The first time I saw a wavy and shimmering façade with balconies that looks like masks or skulls, I was highly impressed.


Let’s enter inside (I know that the fee is overpriced but I think once you can have a sandwich for dinner / lunch and you won’t regret), and nothing looks like in a normal building. Wooden rails and chandeliers are inspired by floral motifs, undulating ceilings and oval windows, it seems as if there is not a single straight line in the whole casa. And when you add the play of sunlight that varies depending on time and enters with different intensity through colorful stained glass windows, you feel like in a magical world.


Both interior and exterior shine with countless shades of green, yellow and blue thanks to mosaic made of broken glass and ceramic tiles. The staircase with tiles in various shades of blue, a balustrade made of thick transparent glass and oval windows, it all looks like taken from a fairly tale about underwater life.


Marine life was indeed one of Gaudi's inspiration in the renovation of this building, the colors of the facade are natural colors of coral, one of the chandeliers reminds me of fossils, roof seems to be made of fish scales. The roof is supposed to resemble a dragon, but my imagination failed me this time and I don’t see any dragon. But I do admit that I could admire the chimneys and all the details on the roof for hours. As you could notices, those chimneys are the background of my blog.


Barcelonians sometimes called it Casa dels ossos, which means the Bone House. Balconies really have the shape of a skull and you the columns the shape of the skull, you can also spot the columns that look like bones.

I hope you enjoyed this short trip in the fairy-tale land following Gaudi’s steps.

Wednesday 7 September 2011

Dzień dziecka w Tibidabo/ Children's Day at Tibidabo

-Wybieramy się w sobotę do Tibidabo.
- Ładny stamtąd widok na całą Barcelonę się roztacza.
-Ale my do Tibidabo, do parku rozrywki.
I tu nastąpiła dziwna wymiana spojrzeń między znajomymi Nuno. Może powinniśmy się poczuć jak jakieś dziwolągi, ale jak opowiedziałam Carmen, to podzieliła mój entuzjazm.


Tibidabo to najwyższe wzgórze Barcelony, położone ponad 500 metrów nad poziomem morza, nic więc dziwnego, że możemy stąd podziwiać piękną panoramę miasta. Na wzgórzu znajduje się także Kościół Najświętszego Serca, widoczny (w nocy także, bo jest zawsze podświetlony) chyba z każdego miejsca w mieście, porównywany czasami do paryskiego Sacre Coeur tyle że z miniaturową figurą Chrystusa z Rio. My jednak wybieraliśmy się do wesołego miasteczka z początków XX wieku. Karuzele, młyńskie koło, kolejka górska, dom strachu, salon luster, wata cukrowa, jednym słowem dzień dziecka :)


Niektóre obiekty mają ponad 100 lat, samolot i karuzela zachowane są z początków działalności parku, inne są nowoczesne, jak rollercoastery. Jest to raczej park rozrywki w starym stylu, ma swój urok, ale jeśli ktoś szuka większych emocji, to powinien się raczej wybrać do Port Aventura.


Z drugiej strony chyba żaden lunapark nie oferuje takich widoków na miasto, szczególnie z poziomu karuzeli, czy samolotu. My spędziliśmy tam cały dzień (do niektórych obiektów były duże kolejki) i bawiliśmy się jak małe dzieci. Na zakończenie zjedliśmy różową watę cukrową, bo nie mogliśmy sobie przypomnieć, kiedy ostatnio mieliśmy okazję jeść. Ale pewnie było to lata temu. A dla psotnej Agusi i urwiska Nuno, którzy przejęli nasze ciała na jeden dzień i bawili się przednie, wata cukrowa była idealnym zakończeniem dnia pełnego emocji.




- We are going to Tibidabo on Saturday.
- You can enjoy a really nice view from there.
- I know, but we go to Tibidabo, to the amusement park.
When hearing that, Nuno’s friends exchanged strange looks. Maybe we should feel awkward, but then Carmen was as enthusiastic as me when I told her about our plans.


Tibidabo is the highest hill in Barcelona, located over 500 meters above sea level, so it's no wonder that we can admire the beautiful panorama of the city from here. The panorama is not the only reason why you can choose to come here, there is also the Church of the Sacred Heart, that you probably have spotted before, as it is visible almost from every part of the city (also at night, as it is illuminated). The church is sometimes compared to the Sacre Coeur in Paris but it has additional miniature figure of Jesus Christ from Rio on top. Personally we went there to have fun in the old theme park from the beginning of the twentieth century. Carousels, roller coasters, ferris wheels, haunted walk-through, mirror chamber, cotton candy, in a word, ideal way of spending a day (when you are ten :)


Some objects have more than 100 years, like the airplane and the carousel that are the original attractions from the early years of the park, others are modern, like roller coasters. I would say it is an amusement park in the old style, that has its own charm, but if someone is looking for more excitement and thrill, Port Aventura would be more suitable.


On the other hand probably no amusement park offers such views over the city, especially from the carousel, or on the old plane. We spent the whole day there (there are big queues for the most popular objects) and we had a lot of fun, we behaves as little kids. At the end we had pink cotton candy, simply because we couldn’t remember when was the last time we ate it. Surely years ago. And for small Agusia and Nuno, who took over our bodies for this day, cotton candy was just the perfect way to finish this day full of attractions.

Thursday 29 September 2011

Parada gigantów i wielkogłowych/ Parade of giagants and big-heads

Giganty. Parada. Wielkie głowy z papieru mache (może wykonane w tym sklepie). Bębny. Połączenie wszystich tych elementów. O tym będzie dzisiejszy post, dokumentujący jedną z niezliczonych atrakcji obchodów La Merce. Tym razem tradycyjna odsłona święta Barcelony, parady gigantes y cabezudos (po katalońsku gegants i capgrossos) to stały element obchodów świąt ludowych w Hiszpanii.


W sobotę z rana miałam plan wybrać się na bal gigantów, ale niestety z powodu deszczu (chyba Eulalia płakała, w końcu deszcz to norma podczas Merce) musiałam plany przełożyć. Na szczęście wieczorem przestało padać, więc poszłam na paradę gigantów. Trochę się spóźniłam, niektóre olbrzymy już mnie ominęły, ale na Merce pokazują się chyba wszystkie barcelońskie giganty, więc parada trwa długo. Przejściu pary gigantów towarzyszyły dźwięki bębnów. Bębniarze i bębniarki dźwigają ciężkie instrumenty, pot im się leje z czoła, ale dzielnie bębnia. Dźwięki kilkunastu bębnów, połączone z fletami czy innymi fujarkami tworzą niesamowity klimat. Nie tylko giganty potakują w rytm głośnej muzyki, ale i my widzowie uczestniczymy w tym pochodzie podrygując sobie, bo od pulsującej w uszach muzyki nie da się uciec, trzeba dać się jej ponieść.


Giganty (które osiągają wysokość 3-4 metrów) poruszają się dostojnie, niesione przez „geganters” (w wolnym przekładzie nosicieli gigantów). Można zobaczyć sportowe obuwie, ktore nijak ma się do dostojnego stroju gigantów, oraz otwór umożliwiający oddychanie. Geganter nie ma łatwego zadania, szczególnie gdy gigant ma zatańczyć. Czasami chwieje się na boki, zwalnia tempo, ale ludzie okrzykami motywują. Czasami gigant przystanie, spod spódnicy wyłoni sie gegenters, by za chwilę jego zmiennik zniknął pod szatami, biorąc na swoje barki odpowiedzialność.


Figury gigantów nawiazują do tradycji i przedstawiają miejskie archetypy, jak wieśniak, bogaty mieszczanin, albo ważne postacie historyczne.
Cabezudos (cabeza to głowa) to mniejsze figury, wielkości czlowieka, który na ramionach ma założoną wielką głowę z papieru mache.
Po raz kolejny zachęcam, żeby zaplanować swój przyjazd do Hiszpanii w czasie, kiedy organizowana jest jakaś lokalna fiesta. A organizowane są one we wszystkich porach roku, we wszystkich regionach, tak więc nie ma wymówek. Dla mnie bowiem oprócz zwiedzania zabytków, ważne jest poznanie lokalnych kolorytów.


Giants. Parade. Big heads made of paper mache (perhaps fabricated in this shop). Drums. The combination of all those elements is in fact what you find in this post. I documented it on Saturday, during one of the countless events during La Merce celebrations (this one was strictly a traditional one). Parades of gigantes y cabezudos (in Catalan gegents i capgrossos) is an important part od traditional festivals in Spain.

I was supposed to go and see a bal of gigantes on Saturday morning but unfortunatelly it stardet to rain, so I had to cancel it. It seems that Eulalia cried to confirm the rain tradition durinf La Merce. As the weather get better in the evening, I went tp the parade, as after the post about El Ingenio I was looking for an opportunity to write about giants. I arrived a bit late, cause surprisingly the parade started earlier than planned, so few giants had alreaddy dissapeared, but on the ocassion of Merce celebrations all the giants of Barcelona are presented to the people so the parade took a long time. Couples of giants passed gracefully, bowing or spinning ocasionally, their pass was accompanied by the vibrating sound of drums. Male and female drummers were carrying their heavy instruments, sweat pouring from their foreheads, but wouldn’t stop playing. A magnetizing sound of dozens of drums and flutes creates an amazing atmosphere. Not only the giants dance to the rhythm of loud music, but also those who came only to watch. As you can’t escape this pulsating music, you just have to get with the flow :)


Giants (that can reach a height of 3-4 meters) move slowly but with dignity, carried by "geganters" (giants’ carrier). If you look carefully, you can spot modern sneakers that don’t really match the dress, and a hole that allows to breathe. To be a geganter is not an easy task, especially when the giant has to dance. Sometimes a giant looses the balance or slows down. Sometimes has to stop, and you can see a tired and sweaty geganter appearing from under giant’s dress, and letting his substitute take the weight on his shoulder.


Figures of the giants represents urban archetypes, like a peasant, a wealthy bourgeois, or important historical figures.

Cabezudos (cabeza means a head) is a smaller figure, the size of a man, which carries on his/her shoulder a giant carton-pierre head.
Once again, I encourage you to plan your visit in Spain when there is some local fiesta. As they are organized throughout the year, in all the regions, it is easy to take it into consideration when choosing a date. Personally I believe that visiting a touristic places is not enough when you can’t get to know some local aspects.


Monday 26 September 2011

Jezioro Łabędzi na Mercè/ Swan Lake at Mercè

Merce tradycyjna, Merce tańcząca, spiewajaca, Merce ognista i cyrkowa. To kilka odsłon największej fiesty Barcelony.
Tak jak wspominałam w piątek wybrałam się do Ciudatella, jednego z ważniejszych punktów na mapie obchodów Merce, aby dać się oczarować rosyjskim tancerzom. Jezioro Łabędzi w ich wykonaniu bardziej przypominało spektakl niż tradycyjny balet, wykorzystali bowiem nie tylko architektoniczne elementy parku- jak fontannę czy staw, ale też dodali niesamowite aranżacje świetlne. Do tego muzyka Czajkowskiego i chyba setka tancerzy w zaskakującej lokalizacji na świeżym powietrzu wzruszyło emocjonalnie tysiące widzów.


Niestety z powodu tłumów nie można było docenić w pełni spektaklu, który wyczarowali. Nawet jeśli przybyło się z dużym wyprzedzeniem (co nie było moim przypadkiem) i zajęciu miejsca z dobra widocznością na główna fontannę parku, nie miało się gwarancji, że ktoś nam nagle nie zasłoni widoku, albo że podczas zmiany lokalizacji nie znajdziemy się na szarym końcu. Spektakl podzielony był na kilka części, które przedstawiane były w różnych punktach parku, gdy jedna część się kończyła, pojawiała się świecąca strzałka, która wskazywała drogę. Ciekawe rozwiązanie, ale niestety niezbyt praktyczne, gdy balet przyszło oglądać tysiące barcelończyków i którzy w tym samym momencie podążają za strzałką. Część ludzi, żeby mieć lepszy widok wdrapała się na drzewa albo na lawki. Na szczęście jest dostępne video, które choć trochę pokazuje, jak niesamowite byłoby to przedstawienie, gdyby ogladała je tylko garstka wybrańców.


Na rozgrzewkę przed baletem przygotowany był oryginalny występ grupy Handmade. Jak sama nazwa wskazuje artyści używali wyłącznie rąk (sami ubrani na czarno na tle ciemnego tła, w rękawiczkach które się świeciły) i tworzyli niesamowite aranżacje do dźwięków muzyki. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby pokaz trwał dłużej niż 15 minut, bo niektóre kształty wyczarowane za pomocą kilkunastu rąk były zaskakujące.

Zachęcam do obejrzenia video.




Traditional Merce, dancing Merce, singing Merce, Merce of fire and circus. Those are few aspects of the biggest fiesta of Barcelona.
As I mentioned before I chose to start this year Merce in Ciudatella Park, which happens to be one of the most important spots on the festival map. I went on Friday to get mesmerized by Russian dancers performing Swan Lake. It was more a spectacle than a regular ballet, as they make the best of the park’s architectonical details, as fountain or pond, and added amazing projections and screenings at the fountain. You add to that great outdoor location the music of Tchaikovsky and a hundred of dancers, amazing choreography, you get only one result: to move thousands of viewers.


Unfortunately, because so many people had the same idea of going to see what even in written seemed a really good cultural event, you couldn´t really appreciate the show because if the crowd. Even if you arrived well in advance (which was not my case) and reserve a place with good view on the main fountain in the park, you had no guarantee that somebody tall wouldn’t stand in front of you
or that you would be that lucky when changing a spot. The show was divided into several parts that were presented at different places, when one part was finished, a glowing arrow would appear that people were to follow to the next spot. It was interesting solution, yet totally unpractical whenthousand of Barcelonians attended the show. Some people, to have a better view, climbed up trees or benches, still a good visibility was for some lucky ones. Fortunately, there is video available that shows how amazing the show could be if only dozen of special guest assisted.


A a “warm up” before the ballet, there was a original performance by a group called Handmade. As its name suggest, the artist used only their hands to create amazing shapes to the sound of music. They were dressed in black against a dark background wearing fluorescent gloves that were the only element visible for the audience. I wouldn´t mind it lasted more than 15 minutes as it was fun and surprising to see some of their hands´creations.

I invite you to watch the videos.

Friday 23 September 2011

La Mercè


W kalendarzu, po fiestach de Gracia, kolejną ważną datą jest 24 wrzesień, kiedy to przypada fiesta de la Marcè, czyli patronki Barcelonyi całe miasto huczne obchodzi święto ku czci Matki Bożej Miłosierdzia. To idealny moment na przyjazd do Barcelony, szczególnie jeśli kogoś interesuje poznanie kultury katalońskiej, bowiem w ciągu kilku dni można zobaczyć castellers, parady gigantów, correfoc, sardanas… Oprócz tych tradycyjnych elementów, jest oczywiście bogaty program koncertów i imprez ulicznych.

Oczywiście nie mogłam przegapić okazji, ale musiałam dokonać ostrej selekcji, ponieważ nie mogłam się rozdwoić: w piątek wybrałam się do parku Ciudatella na pokaz Jeziora Łabędzi baletu z Sankt Petersburga, w sobotę na paradę gigantów i koncert w starej fabryce piwa, a w niedzielę na zakończenie na pokaz pirotechniczny na pl. Espanya. (szczegóły w kolejnych postach)

Według legendy podczas obchodów Mercè przynajmniej raz pada deszcz, a to ponieważ do XIX bodajże wieku (znalazłam różne daty, więc nie mam pewności) patronką Barcelony była Santa Eulalia i smuci się, że odebrali jej tytuł patronki.
W tym roku tradycji stało się zadość i w sobotni ranek siąpiło, by wieczorem rozpadać się z większą intensywnością.
Do tego pechowo Nuno spędzał tegoroczne obchody Marcè w domu, z nogą w gipsie.


After fiestas de Gracia, Barcelona prepares itself for the next big event, this time celebrated in the whole city: the 24th of September is the day of La Merce, Patron Saint of Barcelona, in other words few days long festival held in honor of Our Lady of Mercy.

It's the perfect time to come to Barcelona, especially if you are interested in Catalan culture, because in just few days you can see castellers, parades of giants, correfoc, sardanas ... In addition to these traditional elements of every festival celebrated in the region, you can choose from a wide program of concerts and hundreds of activities or street performances. There is something for everybody.

Of course I could not miss this festival, but as you can be only in one place at a time, I had to select only some activities. On Friday I went to park Ciudatella to see a Swan Lake ballet performed by dancers from St. Petersburg, on Saturday my choice was a Giants parade and concert in the old beer factory, and on Sunday to end the festival I enjoyed pyrotechnic show on pl. Espanya. (more details in next posts).

Legend has it that during La Mercè celebrations it rains at least once. It is because until the nineteenth century (I am not sure about the exact date, as I found different ones depending on the site) Santa Eulalia was the patron saint of Barcelona and once the title was given to Marce she got upset and every year cries.

This year, the tradition happened to be the reality, as it rained a bit on Saturday morning and in the evening it was really pouring.
Unfortunately Nuno has to spend this Merce at home, with his leg in plaster cast.

Thursday 15 September 2011

Cabezudas i raj dla iluzjonistów/ Cabezudas and paradise for illusionists

Lubię spacerować. Lubię gubić się w labiryncie uliczek. Lubię to uczucie niepewności, co czeka mnie za rogiem, uczucie zaskoczenia na widok czegoś niepowtarzalnego (może to być jakiś szczegół architektury, dziwne ubranie, plakat, slogan, balkon, etc). Czuję się jak łowca, uzbrojona w aparat w poszukiwaniu nieturystycznych smaczków miasta. Ten post będzie o sklepach i witrynach,a po prawie rocznym pobycie w Barcelonie uzbierała mi się całkiem spora kolekcja niecodziennych witryn i nietypowych sklepów.

Sklepy z dusza, sklepy z klimatem, sprzedające osobliwe przedmioty, takich pełno jest w Barcelonie, szczególne ich natężenie jest jednak w Barrio Gotico, Raval, Born i Gràcia. Czasami są ukryte w niepozornej uliczce, tym większa jest moja radość, jak je przypadkiem odkryję.
Dzisiaj zapraszam, przynajmniej wirtualnie, do El Ingenio, na Carrer de Rauric 6, do świata magików, iluzjonistów i cabezudas.


Sklep ma już swoje lata, bowiem otworzyłswoje podwoje w 1838 i nieprzerwanie od ponad 170 lat produkuje wykonane z kartonu figury gigantów, głowy (cabezones) nieodłączny element katalońskich parad. Do tego można tutaj kupić wszysto czego potrzebuje początkujący i bardziej zaawansowany magik. Zbliża się karnawał i potrzebujesz przebrania? Tutaj na pewno znajdziesz coś dla siebie.

Pamiętam jak pierwszy raz zdecydowaliśmy się skrecić z carrer de Boqueria w mało obiecującą uliczkę. I dokładnie w połowie natknęliśmy się na klauna strzeżącego drzwi El Ingenio. Po sesji zdjęciowej z drewnianym klaunem zaciekawieni zajrzęliśmy do środka. I zakręciło nam się w głowie.


I like to walk without a plan. I like to get lost in the maze of mall streets. I like this feeling of never knowing what awaits me around the next corner, to feel surprises when discovering something unique (it may be something as simple as architectonical detail, poster, tile, balcony, somebody strangely dressed, etc.). I feel like a hunter, armed with my camera searching for not-touristic secrets of the city.
Today I will share with you some of my trophies, as after 11 months I have gathered quite a collection of some peculiar and surprising shops.

Shops with soul, shops with unique atmosphere, selling odd items, there are a lot of them in Barcelona, particularly in Gothic Quarter, Raval, Born and Gracia. Sometimes they are hidden and you find them by taking a wrong turn or entering a small dark alley. Personally I think the uglier an alley is, the bigger joy to find some gem.
Today I invite you, at least virtually, to El Ingenio, on Carrer de Rauric 6, the paradise for magicians, illusionists and cabezudas.


The shop has quite a tradition, as it was opened in 1838 and over 170 years continuously is producing figures of giants, the head (cabezones) an integral part of every Catalan festival. Apart of this traditional element, you can find here everything a beginning magician may need. Or when carnival is approaching and you need a disguise? Here you'll find something for yourself.

I remember the first time we decided to turn left on Carrer de Boqueria and enter a dark and smelly street. And exactly in the middle we found a clown that invited you to enter El Ingenio. After a short photo session with a wooden/cartoon clown, we looked inside. And what we found made our heads spin.

Saturday 10 September 2011

Dom kości/ House of Bones

Lubię spacerować po Passeig de Gràcia, na ten spacer zabiorę was przy innej okazji. Dziś zatrzymamy się przy numerze 43. Nie ma wątpliwości, na pierwszy rzut oka rozpoznać można kreatywność Gaudiego. Już sama fasada budynku- falista, mieniąca się różnymi kolorami, balkony przypominające maski albo czaszki, sprawiają niesamowite wrażenie.


Wchodzimy do środka (wiem, cena potrafi być zaporowa, ale raz można zjeść kanapki zamiast kolacji/ lunchu w knajpie) i nic nie przypomina zwykłej kamienicy. Drewniane balustrady i żyrandole zainspirowane motywami roślinnymi, pofalowane sufity, w całym budynku nie ma chyba ani jednej linii prostej. A do tego gra światła, w zależności od pory dnia witraże filtrują światło różnej barwy i natężenia, sprawiają, że przenosimy się do magicznej krainy.


Wnętrze, jak i fasada, mieni się odcieniami zieleni, błękitu, żółci. A to dzięki mozaice z kawałków szkła i ceramiki. Klatka schodowa z kafelkami w różnych odcieniach niebieskiego, balustradą z grubego przezroczystego szkła oraz owalnymi oknami, wygląda jakby wyjęta z jakiejś bajki o podwodnym życiu.


Morska flora i fauna była zresztą jedną z inspiracji Gaudiego przy renowacji tego budynku, kolory fasady to naturalne kolory korala, żyrandol przypomina jakąś skamienielinę, dach rybie łuski. Dach ma podobno przypominać smoka, ale moja wyobraźnia zawiodła mnie i niestety nigdzie tego podobieństwa nie mogłam dostrzec. Przyznam się jednak, że mogłabym godzinami patrzeć na kominy. Zresztą są one tłem mojego bloga.


Barcelończycy nazywają czasami Casa dels ossos, czyli Dom Kości. Balkony mogą kształtem przypominać czaszki, można też dostrzec kolumny wyglądające jak kości.
Mam nadzieję, że podobała wam się wycieczka w bajkowej krainie śladami Gaudiego.


I like to have a walk on Passeig de Gràcia, but that on another occasion. Today,we stop in front of number 43. At first glance, you can recognize that this building is creation of Gaudi’s creativity and architectonical genius. The first time I saw a wavy and shimmering façade with balconies that looks like masks or skulls, I was highly impressed.


Let’s enter inside (I know that the fee is overpriced but I think once you can have a sandwich for dinner / lunch and you won’t regret), and nothing looks like in a normal building. Wooden rails and chandeliers are inspired by floral motifs, undulating ceilings and oval windows, it seems as if there is not a single straight line in the whole casa. And when you add the play of sunlight that varies depending on time and enters with different intensity through colorful stained glass windows, you feel like in a magical world.


Both interior and exterior shine with countless shades of green, yellow and blue thanks to mosaic made of broken glass and ceramic tiles. The staircase with tiles in various shades of blue, a balustrade made of thick transparent glass and oval windows, it all looks like taken from a fairly tale about underwater life.


Marine life was indeed one of Gaudi's inspiration in the renovation of this building, the colors of the facade are natural colors of coral, one of the chandeliers reminds me of fossils, roof seems to be made of fish scales. The roof is supposed to resemble a dragon, but my imagination failed me this time and I don’t see any dragon. But I do admit that I could admire the chimneys and all the details on the roof for hours. As you could notices, those chimneys are the background of my blog.


Barcelonians sometimes called it Casa dels ossos, which means the Bone House. Balconies really have the shape of a skull and you the columns the shape of the skull, you can also spot the columns that look like bones.

I hope you enjoyed this short trip in the fairy-tale land following Gaudi’s steps.

Wednesday 7 September 2011

Dzień dziecka w Tibidabo/ Children's Day at Tibidabo

-Wybieramy się w sobotę do Tibidabo.
- Ładny stamtąd widok na całą Barcelonę się roztacza.
-Ale my do Tibidabo, do parku rozrywki.
I tu nastąpiła dziwna wymiana spojrzeń między znajomymi Nuno. Może powinniśmy się poczuć jak jakieś dziwolągi, ale jak opowiedziałam Carmen, to podzieliła mój entuzjazm.


Tibidabo to najwyższe wzgórze Barcelony, położone ponad 500 metrów nad poziomem morza, nic więc dziwnego, że możemy stąd podziwiać piękną panoramę miasta. Na wzgórzu znajduje się także Kościół Najświętszego Serca, widoczny (w nocy także, bo jest zawsze podświetlony) chyba z każdego miejsca w mieście, porównywany czasami do paryskiego Sacre Coeur tyle że z miniaturową figurą Chrystusa z Rio. My jednak wybieraliśmy się do wesołego miasteczka z początków XX wieku. Karuzele, młyńskie koło, kolejka górska, dom strachu, salon luster, wata cukrowa, jednym słowem dzień dziecka :)


Niektóre obiekty mają ponad 100 lat, samolot i karuzela zachowane są z początków działalności parku, inne są nowoczesne, jak rollercoastery. Jest to raczej park rozrywki w starym stylu, ma swój urok, ale jeśli ktoś szuka większych emocji, to powinien się raczej wybrać do Port Aventura.


Z drugiej strony chyba żaden lunapark nie oferuje takich widoków na miasto, szczególnie z poziomu karuzeli, czy samolotu. My spędziliśmy tam cały dzień (do niektórych obiektów były duże kolejki) i bawiliśmy się jak małe dzieci. Na zakończenie zjedliśmy różową watę cukrową, bo nie mogliśmy sobie przypomnieć, kiedy ostatnio mieliśmy okazję jeść. Ale pewnie było to lata temu. A dla psotnej Agusi i urwiska Nuno, którzy przejęli nasze ciała na jeden dzień i bawili się przednie, wata cukrowa była idealnym zakończeniem dnia pełnego emocji.




- We are going to Tibidabo on Saturday.
- You can enjoy a really nice view from there.
- I know, but we go to Tibidabo, to the amusement park.
When hearing that, Nuno’s friends exchanged strange looks. Maybe we should feel awkward, but then Carmen was as enthusiastic as me when I told her about our plans.


Tibidabo is the highest hill in Barcelona, located over 500 meters above sea level, so it's no wonder that we can admire the beautiful panorama of the city from here. The panorama is not the only reason why you can choose to come here, there is also the Church of the Sacred Heart, that you probably have spotted before, as it is visible almost from every part of the city (also at night, as it is illuminated). The church is sometimes compared to the Sacre Coeur in Paris but it has additional miniature figure of Jesus Christ from Rio on top. Personally we went there to have fun in the old theme park from the beginning of the twentieth century. Carousels, roller coasters, ferris wheels, haunted walk-through, mirror chamber, cotton candy, in a word, ideal way of spending a day (when you are ten :)


Some objects have more than 100 years, like the airplane and the carousel that are the original attractions from the early years of the park, others are modern, like roller coasters. I would say it is an amusement park in the old style, that has its own charm, but if someone is looking for more excitement and thrill, Port Aventura would be more suitable.


On the other hand probably no amusement park offers such views over the city, especially from the carousel, or on the old plane. We spent the whole day there (there are big queues for the most popular objects) and we had a lot of fun, we behaves as little kids. At the end we had pink cotton candy, simply because we couldn’t remember when was the last time we ate it. Surely years ago. And for small Agusia and Nuno, who took over our bodies for this day, cotton candy was just the perfect way to finish this day full of attractions.