Sunday, 28 November 2010

A Casa Portuguesa

Każdy emigrant zna uczucie tęsknoty za krajem, domem, bliskimi. Tęsknotę za jakąś potrawą regionalną, smakołykiem, który można zjeść tylko w sobie znanym miejscu. Ja dodatkowo lubię poznawać nowe smaki, tym bardziej więc doceniam multietniczność Barcelony.
Moi portugalscy znajomi polecili nam bar portugalski, A Casa Portuguesa (czyli dom portugalski), który w przeciwieństwie np. do pewnej restauracji, serwującej dania z ojczyzny Nuno, jest wart odwiedzenia. W sobotę więc spędziliśmy kilka godzin w dzielnicy Gracia, gdzie znajduje się ta mała oaza portugalskości.

A Casa Portuguesa to coś więcej niż tylko bar. To miejsce, gdzie organizowane są różne wydarzenia propagujące kulturę Portugalii, koncerty, etc. To także sklep, gdzie można kupić wina portugalskie, likiery, porto, przetwory, ciasteczka, etc.



Miejsce to jest bardzo popularne, zdziwiłam się nawet, że nie jest zdominowane przez Portugalczyków, których naliczyliśmy tylko kilku. Nie znaleźliśmy wolnego stolika, więc siedzieliśmy przy barze przez długie godziny, rozmawiając, popijając najpierw piwo SuperBock (Nuno uważa piwo portugalskie za najlepsze, ja oczywiście twierdzę, że polskie jest nie do przebicia), przegryzając pastéis de bacalhau (słone ciasteczka z dorsza- skarbu Portugalii), krokiety i pyszne rissoes de leitão (takie paszteciki z mięsem). Potem przyszedł czas na deser, pastéis de nata, potem porto. A na zakończenie licor Beirão. Smaki Portugalii mamy zatem w zasięgu ręki, nie trzeba przywozić na zapas likieru czy win. I westchnienia Nuno na widok jakiegoś dania, które zamówił ktoś inny (już wie, co zamówi następnym razem) albo deseru Molotow (co za nazwa).




Do tego dobra muzyka, nic dziwnego, że w sobotni wieczór miejsce to pęka w szwach. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się czegoś innego. Normalnie restauracje portugalskie grają fado, obklejone są też plakatami związanymi z fado czy zdjęciami folkloru i zabytków, na wejściu ma dużego koguta z Barcelos. Tutaj tego nie mamy, no może za wyjątkiem małej wersji galo de Barcelos przy wejściu.



Every immigrant misses their country, home, loved ones. Sometimes what he misses is a particular flavour, a regional dish, something that he can only eat in his country. That is why I appreciate the multiethnicity of Barcelona, I can go to Polish shop, lunch in Mexican restaurant, explore new tastes and eat Polish things whenever I feel like missing its flavours. My Portuguese colleagues from work recommended us a Portuguese bar, A Casa Portuguesa (a Portuguese house), which, unlike some Portuguese restaurant, is really worth going to. That is why, on Saturday evening, we spent few hours in the district of Gracia, where this small Portuguese haven is situated.
A Casa Portuguesa is more than just a bar. The owners organize events to promote Portuguese culture, cuisine, etc. It is also a shop where you can buy Portuguese wines, liqueurs, port wine, cookies, etc..



The place is very popular, I was even surprised that it wasn’t entirely dominated by Portuguese, i fact we only saw few of them. We could not find a free table, so we were sitting at the bar for hours, talking, enjoying flavours from Nuno’s homeland: first drinking beer SuperBock (Nuno insist that Portuguese beer is the best in the world, while I am voting for the Polish one), eating pastéis de bacalhau (salty pastry with cod- Portuguese national treasure), croquettes, delicious rissoes de leitão (pies with meat). Then it was time for dessert, pastéis de nata, then port wine. And to finish the meal, licor Beirão. Now that we discovered that we can have tastes of Portugal within our reach, we don’t need to bring Beirão or wones from Portugal. And watching Nuno happy when sipping cold Superbock is priceless. When he also spotted some customers that ordered some different dishes, he felt like eating the same ones, so now we know what we will have the next time we visit the place. Nuno’s sad face when I told him he shouldn’t have a second dessert (he wanted to eat a cake called Molotov), will probably result in us going to A casa portuguesa quite soon.




In addition to tasty food, the music was really good. No wonder it was so crowded on Saturday evening. To be honest, we expected something quite different. Usually Portuguese typical restaurants play fado music, decorate walls with posters related to fado, Portuguese folklore and monuments, ad the entrance there is a big For this good music, no wonder that on Saturday night the place is bursting at the seams. To be honest we were expecting something else. Normally they play the Portuguese fado restaurants, put posters are also associated with fado and folklore pictures and monuments at the entrance has a big Barcelos rooster. Here, you don’t have it, well maybe except for a small galo de Barcelos at the entrance.

No comments:

Post a Comment

Sunday, 28 November 2010

A Casa Portuguesa

Każdy emigrant zna uczucie tęsknoty za krajem, domem, bliskimi. Tęsknotę za jakąś potrawą regionalną, smakołykiem, który można zjeść tylko w sobie znanym miejscu. Ja dodatkowo lubię poznawać nowe smaki, tym bardziej więc doceniam multietniczność Barcelony.
Moi portugalscy znajomi polecili nam bar portugalski, A Casa Portuguesa (czyli dom portugalski), który w przeciwieństwie np. do pewnej restauracji, serwującej dania z ojczyzny Nuno, jest wart odwiedzenia. W sobotę więc spędziliśmy kilka godzin w dzielnicy Gracia, gdzie znajduje się ta mała oaza portugalskości.

A Casa Portuguesa to coś więcej niż tylko bar. To miejsce, gdzie organizowane są różne wydarzenia propagujące kulturę Portugalii, koncerty, etc. To także sklep, gdzie można kupić wina portugalskie, likiery, porto, przetwory, ciasteczka, etc.



Miejsce to jest bardzo popularne, zdziwiłam się nawet, że nie jest zdominowane przez Portugalczyków, których naliczyliśmy tylko kilku. Nie znaleźliśmy wolnego stolika, więc siedzieliśmy przy barze przez długie godziny, rozmawiając, popijając najpierw piwo SuperBock (Nuno uważa piwo portugalskie za najlepsze, ja oczywiście twierdzę, że polskie jest nie do przebicia), przegryzając pastéis de bacalhau (słone ciasteczka z dorsza- skarbu Portugalii), krokiety i pyszne rissoes de leitão (takie paszteciki z mięsem). Potem przyszedł czas na deser, pastéis de nata, potem porto. A na zakończenie licor Beirão. Smaki Portugalii mamy zatem w zasięgu ręki, nie trzeba przywozić na zapas likieru czy win. I westchnienia Nuno na widok jakiegoś dania, które zamówił ktoś inny (już wie, co zamówi następnym razem) albo deseru Molotow (co za nazwa).




Do tego dobra muzyka, nic dziwnego, że w sobotni wieczór miejsce to pęka w szwach. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się czegoś innego. Normalnie restauracje portugalskie grają fado, obklejone są też plakatami związanymi z fado czy zdjęciami folkloru i zabytków, na wejściu ma dużego koguta z Barcelos. Tutaj tego nie mamy, no może za wyjątkiem małej wersji galo de Barcelos przy wejściu.



Every immigrant misses their country, home, loved ones. Sometimes what he misses is a particular flavour, a regional dish, something that he can only eat in his country. That is why I appreciate the multiethnicity of Barcelona, I can go to Polish shop, lunch in Mexican restaurant, explore new tastes and eat Polish things whenever I feel like missing its flavours. My Portuguese colleagues from work recommended us a Portuguese bar, A Casa Portuguesa (a Portuguese house), which, unlike some Portuguese restaurant, is really worth going to. That is why, on Saturday evening, we spent few hours in the district of Gracia, where this small Portuguese haven is situated.
A Casa Portuguesa is more than just a bar. The owners organize events to promote Portuguese culture, cuisine, etc. It is also a shop where you can buy Portuguese wines, liqueurs, port wine, cookies, etc..



The place is very popular, I was even surprised that it wasn’t entirely dominated by Portuguese, i fact we only saw few of them. We could not find a free table, so we were sitting at the bar for hours, talking, enjoying flavours from Nuno’s homeland: first drinking beer SuperBock (Nuno insist that Portuguese beer is the best in the world, while I am voting for the Polish one), eating pastéis de bacalhau (salty pastry with cod- Portuguese national treasure), croquettes, delicious rissoes de leitão (pies with meat). Then it was time for dessert, pastéis de nata, then port wine. And to finish the meal, licor Beirão. Now that we discovered that we can have tastes of Portugal within our reach, we don’t need to bring Beirão or wones from Portugal. And watching Nuno happy when sipping cold Superbock is priceless. When he also spotted some customers that ordered some different dishes, he felt like eating the same ones, so now we know what we will have the next time we visit the place. Nuno’s sad face when I told him he shouldn’t have a second dessert (he wanted to eat a cake called Molotov), will probably result in us going to A casa portuguesa quite soon.




In addition to tasty food, the music was really good. No wonder it was so crowded on Saturday evening. To be honest, we expected something quite different. Usually Portuguese typical restaurants play fado music, decorate walls with posters related to fado, Portuguese folklore and monuments, ad the entrance there is a big For this good music, no wonder that on Saturday night the place is bursting at the seams. To be honest we were expecting something else. Normally they play the Portuguese fado restaurants, put posters are also associated with fado and folklore pictures and monuments at the entrance has a big Barcelos rooster. Here, you don’t have it, well maybe except for a small galo de Barcelos at the entrance.

No comments:

Post a Comment