Monday 26 November 2012

Uzależnienie od owoców morza/ Seafood addiction


Krewetki, małże, dziwne muszle, ośmiorniczki… lubię je wszystkie, a że coś dawno nie było posta o jedzeniu, trzeba to nadrobić. Nie zapraszam Was jednak w żadne konkretne miejsce, ale będzie o jednym typie jedzenia. 

Uwielbiam owoce morza, mogłabym je jeść przez kilka dni z rzędu i się nie znudzić. Lubię dania, gdzie są one tylko dodatkami  albo gdzie dodatków nie ma żadnych i grają one główną rolę. Irlandia nie kojarzyła mi się jako kraj serwujący pyszne ostrygi, a tu niespodzianka: w Galway organizowany jest nawet co roku festiwal ostryg

Muszę się przyznać, że nie pamiętam, kiedy jadłam owoce morza po raz pierwszy. Czy było to podczas mojej pierwszej wyprawy do Hiszpanii po pierwszym roku studiów? Czy może były to smażone kalmary podczas Erasmusowej przygody?  Nie jestem pewna, ale wiem, że to w Hiszpanii zasmakowałam się w owocach morza. Niemały udział w tym dziale mojej kulinarnej edukacji miał też Nuno, który owoce morza może jeść w takiej ilości, że zaskakuje wszystkich. Jednym z naszych ulubionych miejsc w Barcelonie była Paradeta (tam zabrałam moją mamę na pierwszego w jej życiu kraba i małże), a po niedawnej wizycie w Oscar’s Bistro w Galway (gdzie jedliśmy najlepsze w życiu krewetki), doszłam do wniosku, że jedno z dań tam serwowanych mogłoby być moim ostatnim posiłkiem. Do dziś też pamiętam za to naszą pierwszą randkę, która za spotkania na kawę przedłużyła się w spontaniczną kolację, na którą Nuno zaserwował mi ryż z owocami morza. 


W Polsce owoce morza nie są może tak popularne jak w krajach śródziemnomorskich, cały czas stanowią raczej rarytas. A to z prostej przyczyny, że u nas nie występują, świeże dostać jest niezwykle trudno ( i nigdy nie wiadomo czy na pewno są świeże), a mrożone to jednak nie to samo. 

Dziś podzielę się z Wami listą naszych ulubionych owoców morza (kolejność przypadkowa)

Krewetki jadłam chyba najczęściej. Ale do wprawy Nuno w obieraniu krewetek jest mi jeszcze daleko. Lubię te grillowane, jak i gotowane, tygrysie, ale też te zupełnie małe, skropione jedynie sokiem z cytryny, albo maczane w jakimś sosie.

Obierania kraba jest wyzwaniem! Ale ile przy tym zabawy! I chyba o to bardziej chodzi, bo mięsa (pysznego) jest w krabie niewiele. W Lizbonie zabraliśmy moich rodziców oraz ich znajomych do restauracji serwującej wyłącznie ryby i owoce morza, mój tata jadł kilka potraw po raz pierwszy w życiu, ale to chyba zabawę z młoteczkiem i szczypcami zapamiętał najbardziej.


Hiszpańska Galicja słynie z vieiras, czyli po naszemu przegrzebków (po raz pierwszy nazwę tę w moim ojczystym języku usłyszałam z miesiąc temu). Ten owoc morza jest nawet symbolem pielgrzymki do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela. Do tej pory jadłam przegrzebka jeden jedyny raz w życiu, zapiekanego, ale 2 tygodnie temu w Galway właśnie miałam okazję spróbować grillowane i według mnie są to jedne z najsmaczniejszych owoców morza. 

Ostrygi to chyba owoc morza, który najmniej mi smakuje. Może nie umiem w pełni docenić tego morskiego smaku? Może powinnam sprostować, że nie przepadam za ostrygami na surowo, ale takie zapiekane i przyprawione to zupełnie inna bajka? W Irlandii dodatkowo odkryłam, że świetnie się komponują z Guinnessem. 

W Hiszpanii często jedliśmy małże, bo są one niezwykle proste w przygotowaniu, wystarczy je trochę oczyścić i wrzucić do wrzątku, a potem zaserwować polane sokiem z cytryny. Należy tylko pamiętać, by nie zjeść małż, które podczas gotowania się nie otworzyły. 
Grillowane ośmiorniczki (najlepsze pulpo jest też z Galicji), kalmary, mątwy… czasami żałuję, że je zamawiam, bo niestety od czasu do czasu trafiają się gumowate, twarde kawałki, które żuje się bez żadnej przyjemności. 


To oczywiście zaledwie jedynie kilka przykładów owoców morza, zostało mi jeszcze sporo do spróbowania (homara nigdy nie jadłam, za ślimakami nie przepadam), ale już czekam na jakąś specjalną okazję, by wybrać się do Oscar’s Bistro w Galway na kolejną porcję przysmaków z morza. 

Mieliście okazję spróbować owoców morza? Smakowały Wam? Zapraszam do galerii na facebooku po większą porcję zdjęć


Shrimps, clams, mussels, octopus ... I like them all and since I haven’t written about food for quite some time, I decided to dedicated this post to a type of food I discovered few years ago and can’t leave without. 

I love seafood and my diet could be based on it and I wouldn’t get bored for quite a long time. Before coming to Ireland, I didn’t picture this country as a place where they serve it often, so imagine my surprise when I discovered that they even had famous oyster festival in Galway.  

I have to tell you a secret. I don’t remember at all when and where I tried seafood for the first time. Was it during my first trip to Spain after finishing my first year at the University (is it a shame to eat it for the 1st time being 20 something)? Or my first seafood meal were fried calamari during my Erasmus exchange? I'm not sure, but  it was in Spain that I learnt to appreciate its taste. Well, Nuno has played a big part in my culinary education, coming from a country that is also famous for fish and different ways of serving seafood. I still remember our first real date, we meet for a coffee but then couldn’t stop talking, so he spontaneously invited me for dinner and cooked rice with seafood. 


One of our favorite places in Barcelona was Paradeta (it is where I took my mum when she visited and where she had crab and clams for the first time in her life), and you would be surprise how much seafood my boyfriend can eat (you can judge by the empty plates). Recently we went to Oscar's Bistro in Galway, the place that even surprised Nuno, who isn’t impressed so easily by food outside from Portugal, and he claims they served the best shrimps he had eaten so far. I think I would order seafood as my last meal, if I was given that choice. 

In Poland, seafood isn’t as popular as it is in the Mediterranean, for a simple reason: we do have fish from Baltic sea, but no seafood. It is quite expensive to buy seafood in Poland, and you never know how fresh it is, and frozen isn’t the same. Is seafood popular in your country?

I still haven’t decided which is my favorite sea food dish, so I’ve randomly chosen some that I like.  
Probably I’ve eaten shrimps more frequently than any other seafood but I’m still far from mastering Nuno’s technique to peel a shrimp. I like them grilled or cooked, both big ones and tiny ones, with sauce or served only with lemon. 


Do you know how challenging it is to peel a crab? But it is so much fun! Its meat is delicious, but you don’t get rewarded for your effort, as there isn’t much meat inside a big shell. In Lisbon, we took my parents and their friends to a restaurant that only served fish and seafood, my dad tasted few things for the first time in his life (he is rather a meat person, but enjoyed it), but I think it was playing with crab cracker and little hammer that he remembers from this dinner. 

Spanish Galicia is famous for vieiras (scallops). Its shell is even a symbol of the pilgrimage to the tomb of St. James in Santiago de Compostela. Before trying grilled scallops in a great restaurant in Galway, I only ate them once, roasted, 4 years ago in Santiago. I will hopefully eat them again in the near future, as they are so delicious!

If I were to choose seafood that I don’t like that much, it would be oysters. Maybe I just can’t fully appreciate the flavor of the sea? I don’t like raw oysters, served only with lime, but baked ones are really nice. And in Ireland I discovered they go well with a pint of Guinness.

In Spain, we often had mussels for lunch when we felt lazy to cook, as they are so simple and fast to prepare. You just clean them up a bit, toss into boiling water and after 10-15 minutes serve with lemon juice. Just remember not to eat mussels that haven’t opened during the cooking. 


Grilled octopus (Galician pulpo is believed to be the best), squid, cuttlefish ... they can be so tender and tasty, but unfortunately I’ve eaten few time some hard, rubbery pieces that you chew without any pleasure. 

I could go like that for few paragraphs more but I suddenly got hungry and feel like going to Oscar's Bistro in Galway to taste other delicious plates(I just need to find some special occasion to celebrate as it’s quite an expensive place).

Have you ever tried seafood? Do you like it? Check my facebook for more photos.  

9 comments:

Kasia na Rozdrożach said...

Pysznosci!!
My co roku pochlaniamy ogromne ilosci wlasnie w Hiszpanii, ale surowych ostryg jeszcze nigdy nie probowalam... i homara tez nie!

Anonymous said...

Homara, kraba i przebrzebków jeszze nie jadłam (chociaż te ostatnie kojarzą mi sie zawsze z ksiązkami kucharskimi np. Jamie Olivera).

ostrygi są straszne, mają potworną konsystencję i zapach... raz jadłam, przełknęłam 1 prosto z muszli i.... wypiłam duszkiem kieliszek wina.

Uwielbiam za to zarówno krewetki, jak tez kalmary, mątwę, osmiornice i mogę jeść je solo lub z sałatką.

Małże lubię, ale jako element dania (np. paella) a nie same.

Unknown said...

#Kasia- ostrygi, tak jak widać po komentarzu Ajki, mają smak i konsystencję, która odstrasza niejednego. Ja ich raczej nie zamawiam, ale Nuno zawsze.

#Ajka, no właśnie przegrzebki co chwilę się pojawiają w przepisach angielskich szefów kuchni, aż się zdziwiłam, że takie popularne są. Jak będziesz miała okazję, to spróbuj :)

Yolène (Crème de Citron) said...

What a great article about seafood! I really love it too, I was raised on the seaside in France and have consumed a big amount of prawns, langoustines, scallops, mussels and periwinkles in my life. I also went to Oscar's Bistro in Galway and I had the most amazing seafood chowder there, yum yum!
Lovely blog!!

Unknown said...

Hello Yolene, i discovered your blog thanks to expat site, and I really love its design, I also see that you are a foodie! Oscar's Bistro really know how to serve amazing seafood! Thanks for the comment and have a great day :)

pola said...

Pewnego razu w Chinatown w Bangkoku zrobiłam ogromne szow dla lokalnych próbując wygrzebać z kraba jedną pałeczką troszkę pysznego mięska. Ich miny były bezcenne ;) I chociaż szło mi opornie i tak było pysznie! Może kilka wskazówek napiszesz jak jeść to pyszne stworzenie nie robiąc z siebie widowiska na pół ulicy? :)

Unknown said...

Moje uzależnienie niekoniecznie idzie w parze z umiejętnością jedzenia :) Niestety, nie mogę służyć radą Pola, ale nie ma co się przejmować, jak się śmiesznie wygląda... Ja kiedyś udawałam, że krewetek nie lubię, żebym nie musiała się ośmieszyć nieudolnym ich obieraniem na pierwszym spotkaniu z rodzicami Nuno :)

Sylwia said...

Oh, please, let Nuno put in his two pennyworth, especially about Christmas desserts! Links to recipes in English welcome, we might try them out while you're here, in Poland.

PS. Odnośnie tego co u góry. Czy lakalsi w Hong Kongu też jedli kraba pałeczkami? Moja koleżanka, Wendy, normalnie brała go w rączki i wysiorbywała zawartość nie przejmując się naszymi, zachodnimi?, manierami. Rosołek też tak jadła, a im głośniej, tym kucharz/ka byli bardziej radzi. W innych kulturach to nawet zdrowe bekniecie jest na miejscu :-)

Unknown said...

No tak...seafood bedzie wlasnie na stole w tym roku,bo swieta spedzamy w iszpanii, u lubego.a ja hce pierogiiiiiii

Post a Comment

Monday 26 November 2012

Uzależnienie od owoców morza/ Seafood addiction


Krewetki, małże, dziwne muszle, ośmiorniczki… lubię je wszystkie, a że coś dawno nie było posta o jedzeniu, trzeba to nadrobić. Nie zapraszam Was jednak w żadne konkretne miejsce, ale będzie o jednym typie jedzenia. 

Uwielbiam owoce morza, mogłabym je jeść przez kilka dni z rzędu i się nie znudzić. Lubię dania, gdzie są one tylko dodatkami  albo gdzie dodatków nie ma żadnych i grają one główną rolę. Irlandia nie kojarzyła mi się jako kraj serwujący pyszne ostrygi, a tu niespodzianka: w Galway organizowany jest nawet co roku festiwal ostryg

Muszę się przyznać, że nie pamiętam, kiedy jadłam owoce morza po raz pierwszy. Czy było to podczas mojej pierwszej wyprawy do Hiszpanii po pierwszym roku studiów? Czy może były to smażone kalmary podczas Erasmusowej przygody?  Nie jestem pewna, ale wiem, że to w Hiszpanii zasmakowałam się w owocach morza. Niemały udział w tym dziale mojej kulinarnej edukacji miał też Nuno, który owoce morza może jeść w takiej ilości, że zaskakuje wszystkich. Jednym z naszych ulubionych miejsc w Barcelonie była Paradeta (tam zabrałam moją mamę na pierwszego w jej życiu kraba i małże), a po niedawnej wizycie w Oscar’s Bistro w Galway (gdzie jedliśmy najlepsze w życiu krewetki), doszłam do wniosku, że jedno z dań tam serwowanych mogłoby być moim ostatnim posiłkiem. Do dziś też pamiętam za to naszą pierwszą randkę, która za spotkania na kawę przedłużyła się w spontaniczną kolację, na którą Nuno zaserwował mi ryż z owocami morza. 


W Polsce owoce morza nie są może tak popularne jak w krajach śródziemnomorskich, cały czas stanowią raczej rarytas. A to z prostej przyczyny, że u nas nie występują, świeże dostać jest niezwykle trudno ( i nigdy nie wiadomo czy na pewno są świeże), a mrożone to jednak nie to samo. 

Dziś podzielę się z Wami listą naszych ulubionych owoców morza (kolejność przypadkowa)

Krewetki jadłam chyba najczęściej. Ale do wprawy Nuno w obieraniu krewetek jest mi jeszcze daleko. Lubię te grillowane, jak i gotowane, tygrysie, ale też te zupełnie małe, skropione jedynie sokiem z cytryny, albo maczane w jakimś sosie.

Obierania kraba jest wyzwaniem! Ale ile przy tym zabawy! I chyba o to bardziej chodzi, bo mięsa (pysznego) jest w krabie niewiele. W Lizbonie zabraliśmy moich rodziców oraz ich znajomych do restauracji serwującej wyłącznie ryby i owoce morza, mój tata jadł kilka potraw po raz pierwszy w życiu, ale to chyba zabawę z młoteczkiem i szczypcami zapamiętał najbardziej.


Hiszpańska Galicja słynie z vieiras, czyli po naszemu przegrzebków (po raz pierwszy nazwę tę w moim ojczystym języku usłyszałam z miesiąc temu). Ten owoc morza jest nawet symbolem pielgrzymki do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela. Do tej pory jadłam przegrzebka jeden jedyny raz w życiu, zapiekanego, ale 2 tygodnie temu w Galway właśnie miałam okazję spróbować grillowane i według mnie są to jedne z najsmaczniejszych owoców morza. 

Ostrygi to chyba owoc morza, który najmniej mi smakuje. Może nie umiem w pełni docenić tego morskiego smaku? Może powinnam sprostować, że nie przepadam za ostrygami na surowo, ale takie zapiekane i przyprawione to zupełnie inna bajka? W Irlandii dodatkowo odkryłam, że świetnie się komponują z Guinnessem. 

W Hiszpanii często jedliśmy małże, bo są one niezwykle proste w przygotowaniu, wystarczy je trochę oczyścić i wrzucić do wrzątku, a potem zaserwować polane sokiem z cytryny. Należy tylko pamiętać, by nie zjeść małż, które podczas gotowania się nie otworzyły. 
Grillowane ośmiorniczki (najlepsze pulpo jest też z Galicji), kalmary, mątwy… czasami żałuję, że je zamawiam, bo niestety od czasu do czasu trafiają się gumowate, twarde kawałki, które żuje się bez żadnej przyjemności. 


To oczywiście zaledwie jedynie kilka przykładów owoców morza, zostało mi jeszcze sporo do spróbowania (homara nigdy nie jadłam, za ślimakami nie przepadam), ale już czekam na jakąś specjalną okazję, by wybrać się do Oscar’s Bistro w Galway na kolejną porcję przysmaków z morza. 

Mieliście okazję spróbować owoców morza? Smakowały Wam? Zapraszam do galerii na facebooku po większą porcję zdjęć


Shrimps, clams, mussels, octopus ... I like them all and since I haven’t written about food for quite some time, I decided to dedicated this post to a type of food I discovered few years ago and can’t leave without. 

I love seafood and my diet could be based on it and I wouldn’t get bored for quite a long time. Before coming to Ireland, I didn’t picture this country as a place where they serve it often, so imagine my surprise when I discovered that they even had famous oyster festival in Galway.  

I have to tell you a secret. I don’t remember at all when and where I tried seafood for the first time. Was it during my first trip to Spain after finishing my first year at the University (is it a shame to eat it for the 1st time being 20 something)? Or my first seafood meal were fried calamari during my Erasmus exchange? I'm not sure, but  it was in Spain that I learnt to appreciate its taste. Well, Nuno has played a big part in my culinary education, coming from a country that is also famous for fish and different ways of serving seafood. I still remember our first real date, we meet for a coffee but then couldn’t stop talking, so he spontaneously invited me for dinner and cooked rice with seafood. 


One of our favorite places in Barcelona was Paradeta (it is where I took my mum when she visited and where she had crab and clams for the first time in her life), and you would be surprise how much seafood my boyfriend can eat (you can judge by the empty plates). Recently we went to Oscar's Bistro in Galway, the place that even surprised Nuno, who isn’t impressed so easily by food outside from Portugal, and he claims they served the best shrimps he had eaten so far. I think I would order seafood as my last meal, if I was given that choice. 

In Poland, seafood isn’t as popular as it is in the Mediterranean, for a simple reason: we do have fish from Baltic sea, but no seafood. It is quite expensive to buy seafood in Poland, and you never know how fresh it is, and frozen isn’t the same. Is seafood popular in your country?

I still haven’t decided which is my favorite sea food dish, so I’ve randomly chosen some that I like.  
Probably I’ve eaten shrimps more frequently than any other seafood but I’m still far from mastering Nuno’s technique to peel a shrimp. I like them grilled or cooked, both big ones and tiny ones, with sauce or served only with lemon. 


Do you know how challenging it is to peel a crab? But it is so much fun! Its meat is delicious, but you don’t get rewarded for your effort, as there isn’t much meat inside a big shell. In Lisbon, we took my parents and their friends to a restaurant that only served fish and seafood, my dad tasted few things for the first time in his life (he is rather a meat person, but enjoyed it), but I think it was playing with crab cracker and little hammer that he remembers from this dinner. 

Spanish Galicia is famous for vieiras (scallops). Its shell is even a symbol of the pilgrimage to the tomb of St. James in Santiago de Compostela. Before trying grilled scallops in a great restaurant in Galway, I only ate them once, roasted, 4 years ago in Santiago. I will hopefully eat them again in the near future, as they are so delicious!

If I were to choose seafood that I don’t like that much, it would be oysters. Maybe I just can’t fully appreciate the flavor of the sea? I don’t like raw oysters, served only with lime, but baked ones are really nice. And in Ireland I discovered they go well with a pint of Guinness.

In Spain, we often had mussels for lunch when we felt lazy to cook, as they are so simple and fast to prepare. You just clean them up a bit, toss into boiling water and after 10-15 minutes serve with lemon juice. Just remember not to eat mussels that haven’t opened during the cooking. 


Grilled octopus (Galician pulpo is believed to be the best), squid, cuttlefish ... they can be so tender and tasty, but unfortunately I’ve eaten few time some hard, rubbery pieces that you chew without any pleasure. 

I could go like that for few paragraphs more but I suddenly got hungry and feel like going to Oscar's Bistro in Galway to taste other delicious plates(I just need to find some special occasion to celebrate as it’s quite an expensive place).

Have you ever tried seafood? Do you like it? Check my facebook for more photos.  

9 comments:

Kasia na Rozdrożach said...

Pysznosci!!
My co roku pochlaniamy ogromne ilosci wlasnie w Hiszpanii, ale surowych ostryg jeszcze nigdy nie probowalam... i homara tez nie!

Anonymous said...

Homara, kraba i przebrzebków jeszze nie jadłam (chociaż te ostatnie kojarzą mi sie zawsze z ksiązkami kucharskimi np. Jamie Olivera).

ostrygi są straszne, mają potworną konsystencję i zapach... raz jadłam, przełknęłam 1 prosto z muszli i.... wypiłam duszkiem kieliszek wina.

Uwielbiam za to zarówno krewetki, jak tez kalmary, mątwę, osmiornice i mogę jeść je solo lub z sałatką.

Małże lubię, ale jako element dania (np. paella) a nie same.

Unknown said...

#Kasia- ostrygi, tak jak widać po komentarzu Ajki, mają smak i konsystencję, która odstrasza niejednego. Ja ich raczej nie zamawiam, ale Nuno zawsze.

#Ajka, no właśnie przegrzebki co chwilę się pojawiają w przepisach angielskich szefów kuchni, aż się zdziwiłam, że takie popularne są. Jak będziesz miała okazję, to spróbuj :)

Yolène (Crème de Citron) said...

What a great article about seafood! I really love it too, I was raised on the seaside in France and have consumed a big amount of prawns, langoustines, scallops, mussels and periwinkles in my life. I also went to Oscar's Bistro in Galway and I had the most amazing seafood chowder there, yum yum!
Lovely blog!!

Unknown said...

Hello Yolene, i discovered your blog thanks to expat site, and I really love its design, I also see that you are a foodie! Oscar's Bistro really know how to serve amazing seafood! Thanks for the comment and have a great day :)

pola said...

Pewnego razu w Chinatown w Bangkoku zrobiłam ogromne szow dla lokalnych próbując wygrzebać z kraba jedną pałeczką troszkę pysznego mięska. Ich miny były bezcenne ;) I chociaż szło mi opornie i tak było pysznie! Może kilka wskazówek napiszesz jak jeść to pyszne stworzenie nie robiąc z siebie widowiska na pół ulicy? :)

Unknown said...

Moje uzależnienie niekoniecznie idzie w parze z umiejętnością jedzenia :) Niestety, nie mogę służyć radą Pola, ale nie ma co się przejmować, jak się śmiesznie wygląda... Ja kiedyś udawałam, że krewetek nie lubię, żebym nie musiała się ośmieszyć nieudolnym ich obieraniem na pierwszym spotkaniu z rodzicami Nuno :)

Sylwia said...

Oh, please, let Nuno put in his two pennyworth, especially about Christmas desserts! Links to recipes in English welcome, we might try them out while you're here, in Poland.

PS. Odnośnie tego co u góry. Czy lakalsi w Hong Kongu też jedli kraba pałeczkami? Moja koleżanka, Wendy, normalnie brała go w rączki i wysiorbywała zawartość nie przejmując się naszymi, zachodnimi?, manierami. Rosołek też tak jadła, a im głośniej, tym kucharz/ka byli bardziej radzi. W innych kulturach to nawet zdrowe bekniecie jest na miejscu :-)

Unknown said...

No tak...seafood bedzie wlasnie na stole w tym roku,bo swieta spedzamy w iszpanii, u lubego.a ja hce pierogiiiiiii

Post a Comment