Tuesday 12 November 2013

Rozpusta jedzeniowa we Włoszech/ Italian food indulgence


Pierwotnie post miał nosić tytuł: Ile kilo można przytyć podczas tygodniowego pobytu we Włoszech, ale to  a) za długi tytuł i b)musiałabym się przyznać o ile ciężsi wsiadaliśmy do samolotu z Malpensie. 
Po powrocie do blogowania moja siostra dopomina się postów z odwiedzin w Como i Cinque Terre, moja mama wolałaby najpierw poczytać o wspólnych wakacjach w Portugalii, Nuno chyba o Maderze, jeszcze inni woleliby bieżące posty z Irlandii. Kilkumiesięczna przerwa w pisaniu ma swoje poważne konsekwencje, ale powoli, pomalutku, nadrabiam wszystko.  Możecie zasugerować na facebooku, o czym chcielibyście czytać, pomoże mi to w ustaleniu priorytetów. 

Nie jest tajemnicą, że lubimy sobie dobrze zjeść. Jedzenie jest dla nas na tyle ważne, że przed wyjazdem częściej szukam dobrych lokali niż np. muzeów czy innych atrakcji turystycznych. Dlatego też na pierwszy rzut pójdzie jedzeniowa fotorelacja (a raczej fotograficzne udokumentowanie naszego „małego” obżarstwa)  z pobytu w Como i okolicach oraz w regionie Cinque Terre. Trochę obwiniam moją siostrę i jej znajomych, że zabrali nas do fantastycznych knajpek na pyszne jedzenie i namawiali na kolejny kawałek pizzy czy jeszcze jeden kieliszeczek limoncello. Ale na wyjazdach nie uświadczysz w nas silnej woli i łatwo poddawaliśmy się pokusie spróbowania kolejnego wybornego likieru czy zrobienia przerwy na jeszcze jedno aperitivo. 


Aperitivo to sposób na pobudzenie apetytu, to kwintesencja włoskiego stylu życia, rytuał, który uwielbiam. To taki pretekst, by zwolnić na chwilę, przysiąść i obserwować.  Na północy najczęściej jako aperitivo pije się Spritz (koktajl z Prosecco, Aperolem lub Campari i gazowaną wodą- wodę można pominąć :) albo po prostu kieliszek prosseco. Do tego, w zależności od baru, podają małe przekąski- oliwki, chipsy, sery, kawałki pizzy, etc. Nie wiem, ile przerw na aperitivo zrobiliśmy podczas naszych włoskich mini wakacji, ale Mi ha piacutto molto, na tyle, że po powrocie zaopatrzyliśmy się w Aperol i Prosseco.  Szkoda tylko, że irlandzka pogoda choć trochę bardziej nie przypomina tej we Włoszech.

Każdy region Włoch słynie z innych dań, w  Ligurii i Cinque Terre nie można nie spróbować między innymi focacci, pesto, ravioli. W jednym z miasteczek trafiliśmy na sagra ravioli di marisco-czyli taki jarmark, święto poświęcone jedzeniu (w tym przypadku ravioli z nadzieniem z owocami morza), na które schodzi się cała wieś. Były i tańce, i strzelnica z fantami, ale najważniejsze było jedzenie (no i może fakt, że dzbanek dobrego domowego wina kosztował 3€). Jeśli macie okazję, zrezygnujcie z restauracji na rzecz takich lokalnych jarmarków czy targów, bo atmosfera jest niesamowita, a jedzenie tanie i dobre. 


Jednego dnia Magda zrobiła tiramisu, a jej koleżanka Sara, pizzocheri, danie typowe regionu valtellina i baaardzo pożywne (czytaj: po zjedzeniu nie mogliśmy się ruszać). Pizzocheri to rodzaj makaronu, serwowany jest z ziemniakami, serem, masłem i kapustą. Normalnie je się to danie zimą, na rozgrzanie,  ale zrobiono dla nas wyjątek.  W Como zjedliśmy też występujące (chyba tylko w tym)  w jeziorze ryby: lavarello i pesce persico.

Włochy zawsze kojarzą mi się z dobrym jedzeniem i tym razem się nie rozczarowaliśmy. Widokowo też było przepięknie (coś w tym jest, że Włochy zawsze pojawiają się wysoko w rankingu najpiękniejszych krajów świata), miasteczka Cinque Terre są tak kolorowe i urocze, że wszystkie zdjęcia wyglądają jak pocztówki, a będąc w Como zazdrościliśmy Magdzie, że ma takie widoki na co dzień. 


Czy wy też jesteście takimi foodie w podróży?  Jak ważne jest dla Was, co i gdzie zjecie na wyjeździe? Jeśli też lubicie sobie pojeść na wakacjach, zapraszam do facebookowej galerii po więcej zdjęć (nie zapomnijcie ‘polubić’ strony facepagu bloga, brakuje mi zaledwie kilku lubiących do 250).


The title for this post was supposed to be: How many kilos you can put on  during a week while on holidays in Italy, but a)it is simple way too long for a title and b) I'd have to admit how much we gained before taking the plane back to Ireland. 

As I am back to the world of travel blogging, my sister keeps asking for the post on our visit to Como and Cinque Terre, my mom would prefer to read first about our great holidays in Portugal, Nuno about Madeira, others prefer more up-to-date posts on our Irish life. After few months of neglecting this small blog, I am way behind with telling you about our bigger and smaller trips. Poco a poco, I will make up, if you have your preferences, just let me know on facebook, it may help me prioritize. 


It's no secret that we like to eat well.  Food is such an important part of our travels that I spend much more time looking for a nice places to eat than on research on museums or other typical touristic attractions. So before I share with you where we went during our trip to Italy, I will share with your some foodie photos (well, maybe I should write a proof of being guilty of eating and drinking too much). I blame it all on my sister and her friends who took us to some great places and made us eat deep-fried pizza as a starter for a normal pizza and to always drink one more limoncello. We weren’t that innocent, as we never say no to a delicious meal, especially when on holidays, we rarely can escape the temptation to try some new flavors and we stop for too many food-related breaks (in Italy they even have a name for it: the famous aperitivo time).

Aperitivo is the essence of Italian lifestile, a simple ritual that I love. It's the excuse to slow down for a moment, sit down and observe the world. In Northern Italy, Spritz (cocktail of Prosecco, Aperol or Campari and sparkling water-you can always skip water) or glass of prosseco is the most commonly served as aperitivo. Depending on a bar, you get some snacks together with a drink, be it olives, cheese, potato chips, peanuts, small slices of pizza, etc. I lost count how many times we stopped for aperitivo during our Italian mini-vacation, but Mi ha piacutto molto, we liked the ritual so much that after some time we bought a bottle of Aperol and prosseco. Shame that the Irish weather isn’t bit more like in Italy.


Every single region in Italy is famous for different dishes.  In Liguria and the Cinque Terre one must try  focaccia, pesto, ravioli, among other piatti. We were lucky to be in one of the  villages we visited during sagra ravioli di marisco. Sagra is a local festival dedicated to food (in this case ravioli stuffed with seafood), whole village gathers (I think we were the only foreigners there) to eat, dance,  win small prize in a raffle. Food is cheap and delicious, wine is cheap, and I mean 3€ per jar of house wine! Here for that price you won’t even get a pint. So if you ever have the chance to go to a sagra instead of eating in a restaurant, go for it. The atmosphere is great and food is even better. 

One day Magda made tiramisu, and her friend Sara, pizzocheri, a dish typical for Valtellina region that was soo delicious and and sooooo filling (read: after eating, we could not move). Pizzocheri  is a type of pasta, served with potatoes, cheese, butter and cabbage. It’s supposed to be a winter dish to warm you up, but an exception was done and we ate it in June. For the last dinner we were taken to a nice restaurant by the Como lake and were told to try fish from the lake: lavarello and pesce persico.


When I think of Italy, I picture something delicious, I imagine a glass of wine, sun, good mood. Italy never disappoints me, I don’t remember any disappointing dish, and this visit was no different. It was also beautiful as I had a change to visit a new region, the colorful and charming Cinque Terre and stunning region of Como lake (I’m just bit jealous that my sis lives in such a nice place). 

Are you a foodie and a traveler? How important is food for you when you are travelling? If you are a foodie, like us, you may like this facebook gallery (don’t forget to ‘like’ my fanpage, I am so close to reach 250 likes).

4 comments:

Anonymous said...

O Boże. Idę coś zjeść. Nie mogłabym tam mieszkać!!

Kasia na Rozdrożach said...

Mniam, pysznosci! I widze, ze byliscie w poblizu mojego kochanego Lago Maggiore! (Chociaz Lago di Como niczym mu nie ustepuje!). Aperol Spritz pijam od czasu do czasu, a pizze uwielbiam ponad wszystko :)
Pisz o czym chcesz, wszystkie tematy brzmia interesujaco

Ania said...

Jestem dokładnie taka jak Wy: foodie z krwi i kości. Rzadko kiedy pamiętam szczegóły zwiedzanych zabytków, ale smaki spróbowanych potraz z podróży i owszem!
P.S. To ile przytyliście? Mój rekord to 8 kilo w dwa miesiące pobytu w Tunezji. OMG, jak ja zajadałam się tych ich ciasteczkami!

Anonymous said...

Ania, serio?! Jestem zaskoczona, ja w Tunezji schudłam w 2tyg ponad 4kg bo nie byłam w stanie nic przełknąć - słodycze za słodkie a jedzenie za pikantne, więc zywiłam się kuskusem z sałatkami ;)

Post a Comment

Tuesday 12 November 2013

Rozpusta jedzeniowa we Włoszech/ Italian food indulgence


Pierwotnie post miał nosić tytuł: Ile kilo można przytyć podczas tygodniowego pobytu we Włoszech, ale to  a) za długi tytuł i b)musiałabym się przyznać o ile ciężsi wsiadaliśmy do samolotu z Malpensie. 
Po powrocie do blogowania moja siostra dopomina się postów z odwiedzin w Como i Cinque Terre, moja mama wolałaby najpierw poczytać o wspólnych wakacjach w Portugalii, Nuno chyba o Maderze, jeszcze inni woleliby bieżące posty z Irlandii. Kilkumiesięczna przerwa w pisaniu ma swoje poważne konsekwencje, ale powoli, pomalutku, nadrabiam wszystko.  Możecie zasugerować na facebooku, o czym chcielibyście czytać, pomoże mi to w ustaleniu priorytetów. 

Nie jest tajemnicą, że lubimy sobie dobrze zjeść. Jedzenie jest dla nas na tyle ważne, że przed wyjazdem częściej szukam dobrych lokali niż np. muzeów czy innych atrakcji turystycznych. Dlatego też na pierwszy rzut pójdzie jedzeniowa fotorelacja (a raczej fotograficzne udokumentowanie naszego „małego” obżarstwa)  z pobytu w Como i okolicach oraz w regionie Cinque Terre. Trochę obwiniam moją siostrę i jej znajomych, że zabrali nas do fantastycznych knajpek na pyszne jedzenie i namawiali na kolejny kawałek pizzy czy jeszcze jeden kieliszeczek limoncello. Ale na wyjazdach nie uświadczysz w nas silnej woli i łatwo poddawaliśmy się pokusie spróbowania kolejnego wybornego likieru czy zrobienia przerwy na jeszcze jedno aperitivo. 


Aperitivo to sposób na pobudzenie apetytu, to kwintesencja włoskiego stylu życia, rytuał, który uwielbiam. To taki pretekst, by zwolnić na chwilę, przysiąść i obserwować.  Na północy najczęściej jako aperitivo pije się Spritz (koktajl z Prosecco, Aperolem lub Campari i gazowaną wodą- wodę można pominąć :) albo po prostu kieliszek prosseco. Do tego, w zależności od baru, podają małe przekąski- oliwki, chipsy, sery, kawałki pizzy, etc. Nie wiem, ile przerw na aperitivo zrobiliśmy podczas naszych włoskich mini wakacji, ale Mi ha piacutto molto, na tyle, że po powrocie zaopatrzyliśmy się w Aperol i Prosseco.  Szkoda tylko, że irlandzka pogoda choć trochę bardziej nie przypomina tej we Włoszech.

Każdy region Włoch słynie z innych dań, w  Ligurii i Cinque Terre nie można nie spróbować między innymi focacci, pesto, ravioli. W jednym z miasteczek trafiliśmy na sagra ravioli di marisco-czyli taki jarmark, święto poświęcone jedzeniu (w tym przypadku ravioli z nadzieniem z owocami morza), na które schodzi się cała wieś. Były i tańce, i strzelnica z fantami, ale najważniejsze było jedzenie (no i może fakt, że dzbanek dobrego domowego wina kosztował 3€). Jeśli macie okazję, zrezygnujcie z restauracji na rzecz takich lokalnych jarmarków czy targów, bo atmosfera jest niesamowita, a jedzenie tanie i dobre. 


Jednego dnia Magda zrobiła tiramisu, a jej koleżanka Sara, pizzocheri, danie typowe regionu valtellina i baaardzo pożywne (czytaj: po zjedzeniu nie mogliśmy się ruszać). Pizzocheri to rodzaj makaronu, serwowany jest z ziemniakami, serem, masłem i kapustą. Normalnie je się to danie zimą, na rozgrzanie,  ale zrobiono dla nas wyjątek.  W Como zjedliśmy też występujące (chyba tylko w tym)  w jeziorze ryby: lavarello i pesce persico.

Włochy zawsze kojarzą mi się z dobrym jedzeniem i tym razem się nie rozczarowaliśmy. Widokowo też było przepięknie (coś w tym jest, że Włochy zawsze pojawiają się wysoko w rankingu najpiękniejszych krajów świata), miasteczka Cinque Terre są tak kolorowe i urocze, że wszystkie zdjęcia wyglądają jak pocztówki, a będąc w Como zazdrościliśmy Magdzie, że ma takie widoki na co dzień. 


Czy wy też jesteście takimi foodie w podróży?  Jak ważne jest dla Was, co i gdzie zjecie na wyjeździe? Jeśli też lubicie sobie pojeść na wakacjach, zapraszam do facebookowej galerii po więcej zdjęć (nie zapomnijcie ‘polubić’ strony facepagu bloga, brakuje mi zaledwie kilku lubiących do 250).


The title for this post was supposed to be: How many kilos you can put on  during a week while on holidays in Italy, but a)it is simple way too long for a title and b) I'd have to admit how much we gained before taking the plane back to Ireland. 

As I am back to the world of travel blogging, my sister keeps asking for the post on our visit to Como and Cinque Terre, my mom would prefer to read first about our great holidays in Portugal, Nuno about Madeira, others prefer more up-to-date posts on our Irish life. After few months of neglecting this small blog, I am way behind with telling you about our bigger and smaller trips. Poco a poco, I will make up, if you have your preferences, just let me know on facebook, it may help me prioritize. 


It's no secret that we like to eat well.  Food is such an important part of our travels that I spend much more time looking for a nice places to eat than on research on museums or other typical touristic attractions. So before I share with you where we went during our trip to Italy, I will share with your some foodie photos (well, maybe I should write a proof of being guilty of eating and drinking too much). I blame it all on my sister and her friends who took us to some great places and made us eat deep-fried pizza as a starter for a normal pizza and to always drink one more limoncello. We weren’t that innocent, as we never say no to a delicious meal, especially when on holidays, we rarely can escape the temptation to try some new flavors and we stop for too many food-related breaks (in Italy they even have a name for it: the famous aperitivo time).

Aperitivo is the essence of Italian lifestile, a simple ritual that I love. It's the excuse to slow down for a moment, sit down and observe the world. In Northern Italy, Spritz (cocktail of Prosecco, Aperol or Campari and sparkling water-you can always skip water) or glass of prosseco is the most commonly served as aperitivo. Depending on a bar, you get some snacks together with a drink, be it olives, cheese, potato chips, peanuts, small slices of pizza, etc. I lost count how many times we stopped for aperitivo during our Italian mini-vacation, but Mi ha piacutto molto, we liked the ritual so much that after some time we bought a bottle of Aperol and prosseco. Shame that the Irish weather isn’t bit more like in Italy.


Every single region in Italy is famous for different dishes.  In Liguria and the Cinque Terre one must try  focaccia, pesto, ravioli, among other piatti. We were lucky to be in one of the  villages we visited during sagra ravioli di marisco. Sagra is a local festival dedicated to food (in this case ravioli stuffed with seafood), whole village gathers (I think we were the only foreigners there) to eat, dance,  win small prize in a raffle. Food is cheap and delicious, wine is cheap, and I mean 3€ per jar of house wine! Here for that price you won’t even get a pint. So if you ever have the chance to go to a sagra instead of eating in a restaurant, go for it. The atmosphere is great and food is even better. 

One day Magda made tiramisu, and her friend Sara, pizzocheri, a dish typical for Valtellina region that was soo delicious and and sooooo filling (read: after eating, we could not move). Pizzocheri  is a type of pasta, served with potatoes, cheese, butter and cabbage. It’s supposed to be a winter dish to warm you up, but an exception was done and we ate it in June. For the last dinner we were taken to a nice restaurant by the Como lake and were told to try fish from the lake: lavarello and pesce persico.


When I think of Italy, I picture something delicious, I imagine a glass of wine, sun, good mood. Italy never disappoints me, I don’t remember any disappointing dish, and this visit was no different. It was also beautiful as I had a change to visit a new region, the colorful and charming Cinque Terre and stunning region of Como lake (I’m just bit jealous that my sis lives in such a nice place). 

Are you a foodie and a traveler? How important is food for you when you are travelling? If you are a foodie, like us, you may like this facebook gallery (don’t forget to ‘like’ my fanpage, I am so close to reach 250 likes).

4 comments:

Anonymous said...

O Boże. Idę coś zjeść. Nie mogłabym tam mieszkać!!

Kasia na Rozdrożach said...

Mniam, pysznosci! I widze, ze byliscie w poblizu mojego kochanego Lago Maggiore! (Chociaz Lago di Como niczym mu nie ustepuje!). Aperol Spritz pijam od czasu do czasu, a pizze uwielbiam ponad wszystko :)
Pisz o czym chcesz, wszystkie tematy brzmia interesujaco

Ania said...

Jestem dokładnie taka jak Wy: foodie z krwi i kości. Rzadko kiedy pamiętam szczegóły zwiedzanych zabytków, ale smaki spróbowanych potraz z podróży i owszem!
P.S. To ile przytyliście? Mój rekord to 8 kilo w dwa miesiące pobytu w Tunezji. OMG, jak ja zajadałam się tych ich ciasteczkami!

Anonymous said...

Ania, serio?! Jestem zaskoczona, ja w Tunezji schudłam w 2tyg ponad 4kg bo nie byłam w stanie nic przełknąć - słodycze za słodkie a jedzenie za pikantne, więc zywiłam się kuskusem z sałatkami ;)

Post a Comment