Sunday 4 March 2012

Słodka fiesta/ Sweet fiesta

Dzięki niezawodnej Carmen (mojej informatorce o tym co/gdzie/jak/kiedy) o festa de Sant Medir wiedziałam już w zeszłym roku, ale dopiero w tym udało mi się uczestniczyć (3 marca wypadał bowiem w sobotę, więc nie kolidował z pracą). Nie musiałam nawet zbytnio (bo jednak trochę trzeba było) namawiać Nuno na udział w kolejnej tradycji, która odkryłam. Chodziło bowiem o tradycję nazywaną "La festa més dolça", czyli najsłodsza fiesta, na której deszcz cukierków spada na uczestników.


Fiesta San Medir jest obchodzona jest 3 marca na Vila de Gracia. Według legendy Medir był prosty chrześcijańskim wieśniakiem, który mieszkał na przedmieściach Barcelony. W roku 303 stał się sławny, ponieważ fasola w jego warzywniaku rosła od razu po zasadzeniu. Pewnego dnia, kiedy Medir zrywał swoją fasolę, został pojęty i umęczony przez rzymian. W miejscu jego domu wzniesiono kapliczkę upamiętniającą jego życie. A obecna parada z udziałem koni, zaprzęgów i deszczem łakoci, wzięła swój początek w 1830 roku, kiedy to piekarz Josep Vidal i Granés, który mieszkał na Gran de Gracia (gdzie parada ma miejsce wieczorem 3 marca) ciężko zachorował. Modlił się gorliwie do Boga i obiecał mu, że jeśli wyzdrowieje co roku uda się w pielgrzymkę do kaplicy swojego patrona, świętego Medira. Jak się można domyśleć, piekarz wyzdrowiał i udał się w pielgrzymkę na swoim koniu.
Dzięki temu co roku pielgrzymi udają się do kaplicy Sant Medir podczas Festes de Sant Medir de Gracia. I jak to w Hiszpanii bywa, cała dzielnica uczestniczy w przygotowaniu do imprezy, dekorując balkony czy wystawy sklepowe, czy obdarowując koniarzy jakimiś fantami (my byliśmy świadkami, jak pani z warzywniaka rzucała orzeszkami ziemnymi w powozy, a została obrzucona słodyczami).


A wieczorem ma miejsce parada z udziałem zdobionych powozów i jeźdźców, którzy rzucają w tłum słodycze. Największą radość mają oczywiście dzieciaki, uzbrojone w plastikowe woreczki, parasole (ach cwaniaki), czy pomocnych rodziców. Jeźdźcy witani są okrzykami „Queremos caramelos!” (chcemy cukierki!) i dziesiątki rąk stara się złapać cukierki słodycze, zanim te po spadnięciu na ziemie zostaną stratowane. Nam też się udało napełnić kieszenie cukierkami :)


Jedynymi minusami tej słodkiej parady są klejące się podeszwy butów i konieczność omijania końskich odchodów. No i chyba manifestanci, którzy wykorzystali paradę do swoich celów. Osobiście uważam (a ze mną kilkanaście głosów, które usłyszałam), że to nie był czas i miejsce.



Last year Carmen (my personal guru of what/when/how/where is happening) already told me about the festa de Sant Medir, but only this year I had the chance to see it (fortunately this year the 3rd of March fell on Saturday). Luckily I didn’t have to beg Nuno to come with me (well, only a little bit) to participate in yet another tradition I discovered. It was due to the fact that this one is called "La festa mes dolce", which means the sweetest fiesta, and the rain of candies falls on the crowd.


Fiesta San Medir is celebrated annually on the 3rd of March in Vila de Gracia. Legend has it that Medir was a simple Christian peasant, who lived on the outskirts of Barcelona. He become famous in 303 because if his beans that grew immediately after being planted. One day he was captured and martirized by the Romans. The modern festival dates back to 1830 when a baker Josep Vidal i Granés, who lived on Gran de Gracia (where the parade takes place), fell ill. He prayed and vowed that if he would be cured, he would make a pilgrimage every year to the chapel of his saint, Sant Medir. As you might guess, the baker recovered and made a pilgrimage on his horse accompanied by his family and friends.


Thanks to that event, pilgrims use to go to the chapel of Sant Medir during Festes de Sant Medir deGracia. And in Spain people love to participate in such events, so the whole neighborhood takes part in decorating balconies or shop displays, we even saw some lady from a grocery shop throwing peanuts at carriages and being thrown with candies in return. The main event is of course the parade with decorated carriages and formally dressed horse riders, who throw sweets into the crowd. The kids have so much fun, waiting with plastic bags or umbrellas (!), and screaming "Queremos caramelos" (we want candy!) or “Aqui” (here). When riders pass, dozens of hands try to catch candies before they are smashed.We also managed to fill our pockets with candies :)


The only negative aspects of this sweet parade are sticky shoes and well, horse shit all over the streets of Gracia. And perhaps the demonstrators, who used the parade to their goals. Personally, I think (and I wasn’t alone judging by some comments I heard) that it wasn’t the time nor the place for politics.

10 comments:

Neus. La meva Barcelona. said...

No te pierdes una! a mi me ha tocado trabajar este fin de semana y no he podido ir....otro año será! un saludo!

Unknown said...

Tienes razón. no mie pierdo ni una (y mi novio sufriendo, que las fiestas locales con mucho jaleo no es lo suyo). Es que me encanta, por ser totalmente diferente de lo que se hace en mi país. saludos y buen inicio de la semana :)

Aldona said...

Cukierki? Wooo jak na Reyes Magos ;)) A to ciekawe! nie słyszałam nigdy o tej fieście!

Unknown said...

# cukierki tak, ale jednak parada na Reyes jest o niebo ciekawsza, bo jednak przebrane orszaki 3 reyes robia wieksze wrazenie. Ale i tak bylo fajnie, to taka tradycja ograniczona chyba tylko do Barcelony i nie jest zbyt popularna, ale dzieki mojej katalonskiej kolezance z parcy ja odkrylam. jakby sie uprzec kazdego miesiaca w kadym regionie mozna by w jakims swiecie uczestniczyc. pozdrawiam

Anonymous said...

Jak to w ogóle możliwe że kogokolwiek trzeba chociaż trochę namawiać do udziału w takiej imprezie? :)

Unknown said...

#Ajka, Nuno jest przerazony czestotliwoscia chodzenia na tego typu "rozrywki", plus mowi, ze w PT jest kilka innych podobnych imprz. Do tego z nim jest taki problem, ze jak juz jest to sie dobrze bawi, ma problem tylko z "wyjsciem" :) plus ja tez nie rozumiem, ja zawsze entuzjastycznie uczestnicze we wszystkim :)

Anonymous said...

Ja bym sie pchała drzwiami i oknami...! jakbym miała na co :/

Unknown said...

Toteż ja się pcham, czasem ciągnąc Nuno za sobą, a czasem zostawiając go w domu, żeby nie marudził. Byś mi się tutaj przydała :)

Anonymous said...

Czy moge skopiowac zdjecia z tego swieta? na mojej stronie bedzie podany link do Twojego bloga?
pozdrawiam

Unknown said...

#Anonimowy, W jakim kontekście chcesz użyć zdjęć?
Jeśli będzie zamieszczona informacja, że nie jesteś autorem zdjęć oraz widoczny link do mojego bloga, to generalnie nie mam problemu, żebyś je zamieścił/a. Najlepiej by było, gdybyś umieścił/a @ Aga Nuno Somewhere, tak jak robię to w nowszych postach. Pozdrawiam i po wykorzystaniu poprosiłabym o linka :)

Post a Comment

Sunday 4 March 2012

Słodka fiesta/ Sweet fiesta

Dzięki niezawodnej Carmen (mojej informatorce o tym co/gdzie/jak/kiedy) o festa de Sant Medir wiedziałam już w zeszłym roku, ale dopiero w tym udało mi się uczestniczyć (3 marca wypadał bowiem w sobotę, więc nie kolidował z pracą). Nie musiałam nawet zbytnio (bo jednak trochę trzeba było) namawiać Nuno na udział w kolejnej tradycji, która odkryłam. Chodziło bowiem o tradycję nazywaną "La festa més dolça", czyli najsłodsza fiesta, na której deszcz cukierków spada na uczestników.


Fiesta San Medir jest obchodzona jest 3 marca na Vila de Gracia. Według legendy Medir był prosty chrześcijańskim wieśniakiem, który mieszkał na przedmieściach Barcelony. W roku 303 stał się sławny, ponieważ fasola w jego warzywniaku rosła od razu po zasadzeniu. Pewnego dnia, kiedy Medir zrywał swoją fasolę, został pojęty i umęczony przez rzymian. W miejscu jego domu wzniesiono kapliczkę upamiętniającą jego życie. A obecna parada z udziałem koni, zaprzęgów i deszczem łakoci, wzięła swój początek w 1830 roku, kiedy to piekarz Josep Vidal i Granés, który mieszkał na Gran de Gracia (gdzie parada ma miejsce wieczorem 3 marca) ciężko zachorował. Modlił się gorliwie do Boga i obiecał mu, że jeśli wyzdrowieje co roku uda się w pielgrzymkę do kaplicy swojego patrona, świętego Medira. Jak się można domyśleć, piekarz wyzdrowiał i udał się w pielgrzymkę na swoim koniu.
Dzięki temu co roku pielgrzymi udają się do kaplicy Sant Medir podczas Festes de Sant Medir de Gracia. I jak to w Hiszpanii bywa, cała dzielnica uczestniczy w przygotowaniu do imprezy, dekorując balkony czy wystawy sklepowe, czy obdarowując koniarzy jakimiś fantami (my byliśmy świadkami, jak pani z warzywniaka rzucała orzeszkami ziemnymi w powozy, a została obrzucona słodyczami).


A wieczorem ma miejsce parada z udziałem zdobionych powozów i jeźdźców, którzy rzucają w tłum słodycze. Największą radość mają oczywiście dzieciaki, uzbrojone w plastikowe woreczki, parasole (ach cwaniaki), czy pomocnych rodziców. Jeźdźcy witani są okrzykami „Queremos caramelos!” (chcemy cukierki!) i dziesiątki rąk stara się złapać cukierki słodycze, zanim te po spadnięciu na ziemie zostaną stratowane. Nam też się udało napełnić kieszenie cukierkami :)


Jedynymi minusami tej słodkiej parady są klejące się podeszwy butów i konieczność omijania końskich odchodów. No i chyba manifestanci, którzy wykorzystali paradę do swoich celów. Osobiście uważam (a ze mną kilkanaście głosów, które usłyszałam), że to nie był czas i miejsce.



Last year Carmen (my personal guru of what/when/how/where is happening) already told me about the festa de Sant Medir, but only this year I had the chance to see it (fortunately this year the 3rd of March fell on Saturday). Luckily I didn’t have to beg Nuno to come with me (well, only a little bit) to participate in yet another tradition I discovered. It was due to the fact that this one is called "La festa mes dolce", which means the sweetest fiesta, and the rain of candies falls on the crowd.


Fiesta San Medir is celebrated annually on the 3rd of March in Vila de Gracia. Legend has it that Medir was a simple Christian peasant, who lived on the outskirts of Barcelona. He become famous in 303 because if his beans that grew immediately after being planted. One day he was captured and martirized by the Romans. The modern festival dates back to 1830 when a baker Josep Vidal i Granés, who lived on Gran de Gracia (where the parade takes place), fell ill. He prayed and vowed that if he would be cured, he would make a pilgrimage every year to the chapel of his saint, Sant Medir. As you might guess, the baker recovered and made a pilgrimage on his horse accompanied by his family and friends.


Thanks to that event, pilgrims use to go to the chapel of Sant Medir during Festes de Sant Medir deGracia. And in Spain people love to participate in such events, so the whole neighborhood takes part in decorating balconies or shop displays, we even saw some lady from a grocery shop throwing peanuts at carriages and being thrown with candies in return. The main event is of course the parade with decorated carriages and formally dressed horse riders, who throw sweets into the crowd. The kids have so much fun, waiting with plastic bags or umbrellas (!), and screaming "Queremos caramelos" (we want candy!) or “Aqui” (here). When riders pass, dozens of hands try to catch candies before they are smashed.We also managed to fill our pockets with candies :)


The only negative aspects of this sweet parade are sticky shoes and well, horse shit all over the streets of Gracia. And perhaps the demonstrators, who used the parade to their goals. Personally, I think (and I wasn’t alone judging by some comments I heard) that it wasn’t the time nor the place for politics.

10 comments:

Neus. La meva Barcelona. said...

No te pierdes una! a mi me ha tocado trabajar este fin de semana y no he podido ir....otro año será! un saludo!

Unknown said...

Tienes razón. no mie pierdo ni una (y mi novio sufriendo, que las fiestas locales con mucho jaleo no es lo suyo). Es que me encanta, por ser totalmente diferente de lo que se hace en mi país. saludos y buen inicio de la semana :)

Aldona said...

Cukierki? Wooo jak na Reyes Magos ;)) A to ciekawe! nie słyszałam nigdy o tej fieście!

Unknown said...

# cukierki tak, ale jednak parada na Reyes jest o niebo ciekawsza, bo jednak przebrane orszaki 3 reyes robia wieksze wrazenie. Ale i tak bylo fajnie, to taka tradycja ograniczona chyba tylko do Barcelony i nie jest zbyt popularna, ale dzieki mojej katalonskiej kolezance z parcy ja odkrylam. jakby sie uprzec kazdego miesiaca w kadym regionie mozna by w jakims swiecie uczestniczyc. pozdrawiam

Anonymous said...

Jak to w ogóle możliwe że kogokolwiek trzeba chociaż trochę namawiać do udziału w takiej imprezie? :)

Unknown said...

#Ajka, Nuno jest przerazony czestotliwoscia chodzenia na tego typu "rozrywki", plus mowi, ze w PT jest kilka innych podobnych imprz. Do tego z nim jest taki problem, ze jak juz jest to sie dobrze bawi, ma problem tylko z "wyjsciem" :) plus ja tez nie rozumiem, ja zawsze entuzjastycznie uczestnicze we wszystkim :)

Anonymous said...

Ja bym sie pchała drzwiami i oknami...! jakbym miała na co :/

Unknown said...

Toteż ja się pcham, czasem ciągnąc Nuno za sobą, a czasem zostawiając go w domu, żeby nie marudził. Byś mi się tutaj przydała :)

Anonymous said...

Czy moge skopiowac zdjecia z tego swieta? na mojej stronie bedzie podany link do Twojego bloga?
pozdrawiam

Unknown said...

#Anonimowy, W jakim kontekście chcesz użyć zdjęć?
Jeśli będzie zamieszczona informacja, że nie jesteś autorem zdjęć oraz widoczny link do mojego bloga, to generalnie nie mam problemu, żebyś je zamieścił/a. Najlepiej by było, gdybyś umieścił/a @ Aga Nuno Somewhere, tak jak robię to w nowszych postach. Pozdrawiam i po wykorzystaniu poprosiłabym o linka :)

Post a Comment