Monday 13 October 2014

2 lata bez Barcelony i powrót/ 2 years without Barcelona and coming back

Jak widać po temacie posta, dziś mały przerywnik w tematyce marokańskiej. Bo jak mówią, co za dużo to niezdrowo…

 I don’t want you to get bored so with this post I will make a small break in Morocco-themed entries.
 
Lubię wracać do miejsc, w których już byłam. Nie trzeba zaliczać wszystkich ‘obowiązkowych’ zabytków i miejscówek. Nie trzeba się nigdzie spieszyć, można się powłóczyć bez celu i zrobić przerwę: a to na kawę, a to na przekąskę czy aperitivo w lokalu, który akurat przyciągnie nasz wzrok (tak, po powrocie spędzam trochę więcej czasu w siłowni, ale i tak warto).  Można poobserwować ludzi a nie wypatrywać znanych zabytków, włożyć wysiłek i zrobić perfekcyjne selfie z jakimś słynnym budynkiem w tle czy spędzić godziny w kolejce do jakiegoś muzeum.


I like to go back to places where I’ve been before. No need to check all the 'mandatory' sights and spots, no need to rush to be able to see all ‘the top 10s’ or ‘the best of…” . No need to rush anywhere, one can wander aimlessly and take a break whenever there is a lovely place: here a cup of coffee, there a snack or aperitivo, a beer or glass of wine on that lovely terrace just because you feel like it (yes, I admit that after coming back home I had to spend some extra hours at the gym). You can stare at locals (or to observe them is probably more politically correct term) instead of trying to spot the landmarks, make effort to take a great selfie with a monument or spend hours waiting to enter some famous building (you name one).



Jeszcze inny jest powrót do miasta, w którym się mieszkało. Barcelonę opuściliśmy po 2 latach 2 lata temu. Mimo zaproszeń znajomych do tej pory woleliśmy spędzić urlopy w nowych miejscach. We wrześniu Nuno musiał jechać na event do Barcelony, za przelot i hotel płaciła firma, a mnie nie trzeba było długo namawiać na spontaniczny powrót. Chwila zastanowienia, zakup biletu, powiadomienie znajomych i po 3 dniach siedzieliśmy w samolocie.




Yet another different travel experience is to visit a city where you lived.  We left Barcelona 2 years ago after living there for 2 years.  And there was always a new city to visit first before coming back. Finally, in September, we (well, Nuno) got a chance to finally visit our friends. Nuno had to go for a work event and had his flight and hotel paid by the company. It didn’t hesitate for a moment: it was a fast and spontaneous decision: step 1- buy a plane ticket, step 2: inform your friends so they clear their agenda, step 3- after 3 days you are on the plane.
 

Tym razem duży i ciężki aparat został w domu, wystarczył smartfon i ekspresowa sesja fotograficzna post zaręczynowa (kilka słów wyjaśnienia w dalszej części bloga). Nie było mapy, bo nie groziło mi zgubienie się. Nie było też niestety bicingu, bo ważność karty już dawno wygasła. Plan pobytu był przedzielony spotkaniami ze znajomymi (z mojej byłej pracy, z Nuno byłej pracy, ze znajomą blogerką Kasią, ze znajomymi z obecnej pracy, którzy wyprowadzili się z Galway do Barcelony….). Między spotkaniami była pustka, zapełniona spacerami ulubionymi trasami. No i oczywiście obowiązkowym punktem był powrót do naszego ulubionego baru z montaditos (niestety nasz ulubiony bar z tapasami Vaso de Oro był zamknięty z powodu urlopu. W tym momencie, niczym typowych guiris, wyprowadził z nas równowago pomysł miesięcznego! zamknięcia lokalu). W Irlandii nie ma portugalskiej restauracji, więc lunch w A casa portuguesa też znalazł się na naszej liście.


This time I left my heavy camera at home, sometimes  smartphone has to be enough (we will also have great photos from our post-engagement photo-session to remind us about this coming-back-to-Barcelona-short-trip). There were no maps, as I wasn’t afraid to get lost. No bicing, unfortunately, as my card was expired for a long time already. Our only plan was to meet our friends: friends from my former job, friends from Nuno’s formed job, friends from our current job that moved from Galway to Barcelona, friend Polish blogger. Between those social appointments, we had nothing planned. So we just walked for hours using our favourite itineraries. And of course, we had to go back to our favorite bar with montaditos and get angry, as typical guiris, that our favorite tapas bar was closed for a whole month! Due to holidays. As there is no Portuguese restaurant here in Ireland, lunch at A casa portuguesa was also a must.




Nie byłabym sobą, gdybym się zrobiła rozeznania o nowych lokalach na gastronomicznej mapie miasta. Z pomocą przyszła mi Marta, która nie tylko przygotowuje apetyczne śniadania na swoim blogu, ale co jakiś czas przygotowuje gastro-przewodnik z miast, w których mieszka/ podróżuje. Po 2 latach nieobecności kilka ciekawych nowości się pojawiło, ale z przyjemnością odkryłam, że na jej liście są także klasyki, w których byliśmy i które też polecaliśmy na blogu.



You know me, I wouldn’t be able to go anywhere without a plan. I just can’t help myself :) This time I could count on lovely Marta who not only mouth-watering breakfast on her blog but also every now and then prepares gastro-guide of cities where she lives/travelled to. In 2 years, some nice places appeared on the gastronomic map of the city. But I was also happy to discovered that she recommended some of ‘the classics’ that we knew, liked and also mentioned on the blog.


Jeśli podoba Wam się Barcelona/ lubicie czytać o Barcelonie/ planujecie spędzić kilka dni w Barcelonie to polecam Wam bloga Kasi i jej książkę o tym mieście. A jeśli  planujecie ślub lub zaręczyny w Barcelonie/ sesję fotograficzną w Barcelonie to dla Was jest inna strona Kasi. My ślubu w Barcelonie mieć nie będziemy, zaręczyny miały miejsce kilka miesięcy temu, ale sesja fotograficzna w mieście nam bliskim będzie ładną pamiątką dla potomstwa (ostatnie zdania są jednymi z bardziej prywatnych na tym blogu, mam nadzieję, że wybaczycie ten wylew prywaty). Lubię spontaniczne zdjęcia, więc styl Kasi przypadł mi do gustu. Po więcej zdjęć z sesji zapraszam tutaj.
 

fotografia zrobiona przez Kasię Wolnik-Vera
If you like Barcelona / want to read about Barcelona / plan to spend a few days in Barcelona, I would recommend Kasia’s great blog if you can accept sometimes not so perfect google translation. And if you plan a wedding or engagement in Barcelona or want to have a nice engagement/wedding/other photo session, you can check Kasia’s website. Our wedding will not be in Barcelona, we got engaged few months ago but it was still fun to have a small photo shooting done in the city that is very important to us. It will make a nice souvenir for offspring (l think the last 2 phrases are probable the most personal ones on this blog, hope you can forgive). I like spontaneous pictures, that’s why I like Kasia’s style. If you want to see more photos from our sessions, click here.

photo taken by Kasia Wolnik-Vera

Na blogu pełno jest wpisów z Barcelony o fiestach, tapas, zabytkach, zobaczcie w zakładkach i jeśli zdecydujecie się pojechać do stolicy Katalonii, chętnie służę radami.

There are a lot of entries on tapas, fiestas, monuments, life in Barcelona, so have a look and if you need some advice, feel free to ask. 

3 comments:

Kasia na Rozdrożach said...

Gratuluje!!!

Co do aparatu... jeszcze nigdy nie udalo mi sie zostawic kobyly w domu, chociaz ciazy czasem jak cholera ;)

Unknown said...

Dziękujemy :)

Unknown said...

Gratuluje Wam serdecznie.
Tez uwielbiam takie podroze na ktorych chodzi sie po starych smieciach i nie trzeba zaliczac wszelkich turystycznych miejsc ;)

Post a Comment

Monday 13 October 2014

2 lata bez Barcelony i powrót/ 2 years without Barcelona and coming back

Jak widać po temacie posta, dziś mały przerywnik w tematyce marokańskiej. Bo jak mówią, co za dużo to niezdrowo…

 I don’t want you to get bored so with this post I will make a small break in Morocco-themed entries.
 
Lubię wracać do miejsc, w których już byłam. Nie trzeba zaliczać wszystkich ‘obowiązkowych’ zabytków i miejscówek. Nie trzeba się nigdzie spieszyć, można się powłóczyć bez celu i zrobić przerwę: a to na kawę, a to na przekąskę czy aperitivo w lokalu, który akurat przyciągnie nasz wzrok (tak, po powrocie spędzam trochę więcej czasu w siłowni, ale i tak warto).  Można poobserwować ludzi a nie wypatrywać znanych zabytków, włożyć wysiłek i zrobić perfekcyjne selfie z jakimś słynnym budynkiem w tle czy spędzić godziny w kolejce do jakiegoś muzeum.


I like to go back to places where I’ve been before. No need to check all the 'mandatory' sights and spots, no need to rush to be able to see all ‘the top 10s’ or ‘the best of…” . No need to rush anywhere, one can wander aimlessly and take a break whenever there is a lovely place: here a cup of coffee, there a snack or aperitivo, a beer or glass of wine on that lovely terrace just because you feel like it (yes, I admit that after coming back home I had to spend some extra hours at the gym). You can stare at locals (or to observe them is probably more politically correct term) instead of trying to spot the landmarks, make effort to take a great selfie with a monument or spend hours waiting to enter some famous building (you name one).



Jeszcze inny jest powrót do miasta, w którym się mieszkało. Barcelonę opuściliśmy po 2 latach 2 lata temu. Mimo zaproszeń znajomych do tej pory woleliśmy spędzić urlopy w nowych miejscach. We wrześniu Nuno musiał jechać na event do Barcelony, za przelot i hotel płaciła firma, a mnie nie trzeba było długo namawiać na spontaniczny powrót. Chwila zastanowienia, zakup biletu, powiadomienie znajomych i po 3 dniach siedzieliśmy w samolocie.




Yet another different travel experience is to visit a city where you lived.  We left Barcelona 2 years ago after living there for 2 years.  And there was always a new city to visit first before coming back. Finally, in September, we (well, Nuno) got a chance to finally visit our friends. Nuno had to go for a work event and had his flight and hotel paid by the company. It didn’t hesitate for a moment: it was a fast and spontaneous decision: step 1- buy a plane ticket, step 2: inform your friends so they clear their agenda, step 3- after 3 days you are on the plane.
 

Tym razem duży i ciężki aparat został w domu, wystarczył smartfon i ekspresowa sesja fotograficzna post zaręczynowa (kilka słów wyjaśnienia w dalszej części bloga). Nie było mapy, bo nie groziło mi zgubienie się. Nie było też niestety bicingu, bo ważność karty już dawno wygasła. Plan pobytu był przedzielony spotkaniami ze znajomymi (z mojej byłej pracy, z Nuno byłej pracy, ze znajomą blogerką Kasią, ze znajomymi z obecnej pracy, którzy wyprowadzili się z Galway do Barcelony….). Między spotkaniami była pustka, zapełniona spacerami ulubionymi trasami. No i oczywiście obowiązkowym punktem był powrót do naszego ulubionego baru z montaditos (niestety nasz ulubiony bar z tapasami Vaso de Oro był zamknięty z powodu urlopu. W tym momencie, niczym typowych guiris, wyprowadził z nas równowago pomysł miesięcznego! zamknięcia lokalu). W Irlandii nie ma portugalskiej restauracji, więc lunch w A casa portuguesa też znalazł się na naszej liście.


This time I left my heavy camera at home, sometimes  smartphone has to be enough (we will also have great photos from our post-engagement photo-session to remind us about this coming-back-to-Barcelona-short-trip). There were no maps, as I wasn’t afraid to get lost. No bicing, unfortunately, as my card was expired for a long time already. Our only plan was to meet our friends: friends from my former job, friends from Nuno’s formed job, friends from our current job that moved from Galway to Barcelona, friend Polish blogger. Between those social appointments, we had nothing planned. So we just walked for hours using our favourite itineraries. And of course, we had to go back to our favorite bar with montaditos and get angry, as typical guiris, that our favorite tapas bar was closed for a whole month! Due to holidays. As there is no Portuguese restaurant here in Ireland, lunch at A casa portuguesa was also a must.




Nie byłabym sobą, gdybym się zrobiła rozeznania o nowych lokalach na gastronomicznej mapie miasta. Z pomocą przyszła mi Marta, która nie tylko przygotowuje apetyczne śniadania na swoim blogu, ale co jakiś czas przygotowuje gastro-przewodnik z miast, w których mieszka/ podróżuje. Po 2 latach nieobecności kilka ciekawych nowości się pojawiło, ale z przyjemnością odkryłam, że na jej liście są także klasyki, w których byliśmy i które też polecaliśmy na blogu.



You know me, I wouldn’t be able to go anywhere without a plan. I just can’t help myself :) This time I could count on lovely Marta who not only mouth-watering breakfast on her blog but also every now and then prepares gastro-guide of cities where she lives/travelled to. In 2 years, some nice places appeared on the gastronomic map of the city. But I was also happy to discovered that she recommended some of ‘the classics’ that we knew, liked and also mentioned on the blog.


Jeśli podoba Wam się Barcelona/ lubicie czytać o Barcelonie/ planujecie spędzić kilka dni w Barcelonie to polecam Wam bloga Kasi i jej książkę o tym mieście. A jeśli  planujecie ślub lub zaręczyny w Barcelonie/ sesję fotograficzną w Barcelonie to dla Was jest inna strona Kasi. My ślubu w Barcelonie mieć nie będziemy, zaręczyny miały miejsce kilka miesięcy temu, ale sesja fotograficzna w mieście nam bliskim będzie ładną pamiątką dla potomstwa (ostatnie zdania są jednymi z bardziej prywatnych na tym blogu, mam nadzieję, że wybaczycie ten wylew prywaty). Lubię spontaniczne zdjęcia, więc styl Kasi przypadł mi do gustu. Po więcej zdjęć z sesji zapraszam tutaj.
 

fotografia zrobiona przez Kasię Wolnik-Vera
If you like Barcelona / want to read about Barcelona / plan to spend a few days in Barcelona, I would recommend Kasia’s great blog if you can accept sometimes not so perfect google translation. And if you plan a wedding or engagement in Barcelona or want to have a nice engagement/wedding/other photo session, you can check Kasia’s website. Our wedding will not be in Barcelona, we got engaged few months ago but it was still fun to have a small photo shooting done in the city that is very important to us. It will make a nice souvenir for offspring (l think the last 2 phrases are probable the most personal ones on this blog, hope you can forgive). I like spontaneous pictures, that’s why I like Kasia’s style. If you want to see more photos from our sessions, click here.

photo taken by Kasia Wolnik-Vera

Na blogu pełno jest wpisów z Barcelony o fiestach, tapas, zabytkach, zobaczcie w zakładkach i jeśli zdecydujecie się pojechać do stolicy Katalonii, chętnie służę radami.

There are a lot of entries on tapas, fiestas, monuments, life in Barcelona, so have a look and if you need some advice, feel free to ask. 

3 comments:

Kasia na Rozdrożach said...

Gratuluje!!!

Co do aparatu... jeszcze nigdy nie udalo mi sie zostawic kobyly w domu, chociaz ciazy czasem jak cholera ;)

Unknown said...

Dziękujemy :)

Unknown said...

Gratuluje Wam serdecznie.
Tez uwielbiam takie podroze na ktorych chodzi sie po starych smieciach i nie trzeba zaliczac wszelkich turystycznych miejsc ;)

Post a Comment